- Z Izraelem to był wypadek przy pracy i nie ma co do tego wracać - przyznał po zakończeniu spotkania Mateusz Ponitka, skrzydłowy reprezentacji Polski. W środę zespół Mike'a Taylora popełnił aż 23 straty. W czwartek tego nie było. Biało-Czerwoni grali spokojnie, z dużym wyrachowaniem. Raz po raz punktowali Finów, którzy tego dnia byli słabo dysponowani.
- Było to bardzo dobre spotkanie w naszym wykonaniu. Wiedzieliśmy, po co przyszliśmy na boisko. Zależało nam na tym, aby zmazać plamę z środy. Graliśmy bardzo agresywnie w obronie, dobrze dzieliśmy się piłką w ataku - dodał Ponitka.
Świetną pracę w decydujących momentach spotkania wykonali rezerwowi. Co prawda do przerwy mieli tylko cztery punkty, ale w drugiej odsłonie dorzucili ich aż 19! W czwartej kwarcie Mike Taylor nie korzystał w ogóle Marcina Gortata, z kolei Ponitka i A.J. Slaughter weszli jedynie na chwilę.
"Pierwsze skrzypce" grali Przemysław Karnowski, Aaron Cel czy Przemysław Zamojski, który świetnie wykonywał swoją pracę w defensywie.
- Super pracę wykonali nasi rezerwowi. Jesteśmy kolektywem. U nas jest drużyna. Jak wszyscy funkcjonują, to jesteśmy naprawdę trudnym zespołem do powstrzymania - zaznaczył Ponitka.
Polacy zajmą trzecie miejsce w grupie. W dalszym ciągu nie wiadomo, z którym zespołem przyjdzie im się zmierzyć w drugiej fazie.
- Nie chcieliśmy trafić na Serbię, więc wykonaliśmy swoje zadanie. Z resztą zespołów można powalczyć. Zobaczymy, na kogo trafimy. Będziemy chcieli się wznieść na wyżyny i wygrać.
Karol Wasiek z Montpellier