Mateusz Ponitka już w tym roku próbował znaleźć miejsce w klubie NBA. Polak świetnie wypadł podczas campu w Treviso (wcześniej zaliczył udany sezon w belgijskim Telenecie Ostenda), a następnie wyleciał do Stanów Zjednoczonych. Za oceanem wziął udział w treningach z kilkoma drużynami, ale ostatecznie nie został wybrany w drafcie.
- Dla mnie sama możliwość zaprezentowania się i zainteresowanie klubów było sporym sukcesem. Cieszyłem się, że mogłem być na treningach i dotknąć NBA od środka - mówił wówczas zawodnik.
Przemysław Karnowski w drafcie jeszcze nie uczestniczył. Zresztą drugi z wicemistrzów świata wybrał inną drogę - w 2012 roku zdecydował się na grę w zespole uniwersyteckim Gonzaga Bulldogs.
Dzięki temu rosły koszykarz zna już smak gry za oceanem. Poza tym niespełna 22-letni środkowy z roku na rok staje się coraz ważniejszą postacią drużyny, a nadchodzący sezon będzie jego ostatnim w NCAA.
Obaj stali się ważnymi postaciami reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy. Ich odpowiedzialność znacząco wzrosła w porównaniu do poprzedniego EuroBasketu. Wtedy jeszcze byli zmiennikami. Ponitka grał przeciętnie niespełna 16, Karnowski zaledwie 7 minut.
We Francji było zupełnie inaczej. 22-letni zawodnik zielonogórskiego Stelmetu stał się jednym z liderów Biało-Czerwonych. Ponitka - w swoim stylu - był zadziorny, agresywny i nad wyraz aktywny. Znakomity Polak zbierał, asystował i wreszcie punktował. Na dodatek na dobrej skuteczności. Był czwartym strzelcem zespołu Mike'a Taylora.
- Mateusz jest odważny, ale zarazem bezczelny. Jest też cwany i nikogo się nie boi. Zawsze grał odważnie i zdecydowanie. Jego żadne nazwisko nie przestraszy. Jeśli chce się grać na wysokim poziomie, to trzeba mieć konkretne predyspozycje. Jeśli ktoś ich nie ma, to może siedzieć w domu i dłubać w nosie - powiedział nam Jerzy Szambelan, który poprowadził reprezentację do lat 17 do sukcesu na mistrzostwach świata.
Jego charakter (na mistrzostwach nie przeszkadzał mu nawet uraz nadgarstka) oraz spore umiejętności sprawiają, że Ponitka jest koszykarzem z wysokiej półki. Wielokrotnie udowadniał to w przyszłości. W najbliższym sezonie będzie mógł to potwierdzić w Eurolidze. Jeśli w tych rozgrywkach również będzie błyszczał, to zrobi kolejny krok w kierunku NBA.
Na EuroBaskecie dobrze wypadł też Karnowski. Nie był to co prawda podstawowy koszykarz naszej reprezentacji, ale za to wielokrotnie dawał dobre zmiany. Niekiedy wręcz prezentował się znacznie lepiej od największej gwiazdy Biało-Czerwonych Marcina Gortata. Co istotne, nie bał się walczyć z zawodnikami światowego formatu.
Tyle że nasz środkowy ma jeszcze sporo do poprawienia w swojej grze. Jego forma jest niestabilna, a jego zagrania schematyczne. To - przy odpowiedniej obronie przeciwnika - znacząco ogranicza jego pole manewru.
- Rzeczywiście, u niego jest jeszcze problem z prawą stroną. Ale za to lewa jest naprawdę mocna. Poza tym ma masę, potrafi wykorzystać swoje ciało. Wystarczy przecież przypomnieć sobie jak grał z Hiszpanami. Był skuteczny, podejmował świetne decyzje. Jeżeli koszykarz nie boi się grać jeden na jednego, to czuje się mocny. Niewykluczone, że Przemek jeszcze poprawi swoją grę z prawej strony. Mimo wszystko jest jeszcze młody - przyznał Szambelan.
Najbliższy rok będzie zapewne decydujący dla obu koszykarzy. Albo zostaną liderami swoich drużyn i błysną na tyle, że ponownie zwrócą swoją uwagę drużyn NBA, albo znacząco zmaleją ich szanse na grę w najlepszej lidze świata. W końcu nie są to już przyszłe talenty, lecz dojrzali gracze.
W niej grają już niektórzy Amerykanie, którzy pokonali pięć lat temu Polaków w finale. Bradley Beal świetnie zaadaptował się w Washington Wizards, gdzie gra w jednym zespole z Gortatem. Michael Kidd-Gilchrist jest coraz ważniejszym punktem Charlotte Hornets, a Andre Drummond Detroit Pistons.