GKS Tychy w niedzielę wysłał zdecydowany sygnał do kolejnych rywali. Pokonał Spójnię aż 85:59. Rywale nie zagrali dobrze, lecz w w znacznym stopniu to zasługa ekipy ze Śląska, która zatrzymała najgroźniejszych graczy przeciwnika: Łukasza Pacochę oraz Damiana Pielocha. - Wszyscy wiedzą, że są to świetni zawodnicy, ale oczywiście każdy dobrze wie, że mecze wygrywa się obroną - ocenił krótko Marek Piechowicz.
Skrzydłowy spisał się bardzo dobrze zdobywając 17 punktów. Po imponującej pierwszej kwarcie w wykonaniu tyskich koszykarzy gospodarze jakby się poddali. Goście nie mieli zamiaru się zatrzymywać i dopiero w samej końcówce popełnili kilka błędów. - Zagraliśmy naprawdę bardzo dobrą pierwszą kwartę. Piotr Hałas trafił trzy trójeczki. Wszyscy graliśmy koncertowo. Nie dziwię się, że spadły morale w przeciwnej drużynie. Możliwe, że w czwartej kwarcie było małe rozluźnienie. Poszło kilka niepotrzebnych strat. Na szczęście przewaga była tak duża, że w żaden sposób nie zmieniło to wyniku - powiedział Marek Piechowicz.
Niedzielny pojedynek najdobitniej pokazał, jak nieprzewidywalna jest I liga. Nic nie zapowiadało jednostronnego spotkania. Choć GKS mógł liczyć na zwycięstwo, gdyż w ostatnich kilku meczach prezentował wysoką formę to rozmiary wygranej zaskoczyły wszystkich. - Zawsze jestem nastawiony żeby wygrać mecz, gdziekolwiek byśmy pojechali. Trzeba powiedzieć, że trener dał nam takie założenie, że musimy kontynuować naszą passę. Na szczęście udało się - tłumaczył nasz rozmówca.