Przed spotkaniem nic nie zapowiadało takiej klęski. Mimo przegranego spotkania ze Stalą Stalowa Wola, kaliszanie przystępowali do starcia z Zastalem spokojnie. Jednak tuż przed spotkaniem okazało się, że w spotkaniu nie zagra Robert Morkowski, któremu odnowiła się kontuzja pleców. Kłopoty z wysokim zawodnikiem mięli również goście, bowiem podczas jednego z treningów urazu doznał Krzysztof Rajewicz. Mimo wszystko to oni byli faworytami sobotniego spotkania.
Mecz lepiej rozpoczął się dla gości, którzy po akcjach Łukasza Wiśniewskiego i Pawła Wiekiery wyszli na pierwsze prowadzenie w pojedynku. Trzy minuty musieli czekać na pierwsze punkty kibice AZS. Sygnał do odrabiania strat dał Przemysław Malona. To właśnie kaliski podkoszowy "ciągnął" grę zespołu zdobywając kolejne punkty. Jednak nie miał on wsparcia w swoich kolegach. Tylko po jednym punkcie dołożyli Sławomir Buczyniak oraz Piotr Warawko, a sam Malona zdobył ich osiem. Na Zastal było to zdecydowanie za mało. Kolejne udane akcje przeprowadzali Wiśniewski oraz Wiekiera, a do duetu dołączył się Jarosław Kalinowski. Ostatecznie pierwsza odsłona zakończyła się wynikiem 10:18.
Druga kwarta zaczęła się podobnie jak pierwsza część meczu. Po pierwszym celnym rzucie Bartosza Sarzały przewaga gości wzrosła do dziesięciu oczek. Wtedy straty zaczęli odrabiać "akademicy". Wszystko rozpoczął niezawodny (ale tylko w pierwszej połowie) Malona, a po kolejnych udanych akcjach Piotra Warawki kaliszanie zdobyli pierwszą przewagę w całym spotkaniu. Zastal nie potrafił odczarować kosza od momentu zdobycia trzech punktów w piętnastej minucie gry przez Marcina Chodkiewicza. Do końca trwania odsłony trafiali już tylko gospodarze, którzy na przerwę schodzili z prowadzeniem 29:23, które ustalili w końcówce Dariusz Kalinowski oraz Michał Krajewski.
To co wydarzyło się w drugiej połowie spotkania przeszło chyba wszelkie oczekiwanie kibiców zgromadzonych w kaliskiej hali Arena. Mimo dobrego otwarcia drugiej połowy rzutem za trzy punkty Łukasza Olejnika, przewaga AZS szybko topniała, a swój festiwal dobrej gry rozpoczął Jarosław Kalinowski. Zawodnik występujący jeszcze w tym sezonie w ekipie z najstarszego miasta w Polsce najpierw wykorzystał sześć z siedmiu rzutów osobistych, a następnie dołożył kolejne trzy punkty tym razem trafieniem zza linii 6.25m. Tylko jednym punktem zdołali odpowiedzieć gospodarze, jego autorem był Przemysław Poźniak. Tak więc sytuacja na parkiecie obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni i przed ostatnimi dziesięcioma minutami pojedynku zielonogórzanie mięli nad swoimi rywalami dziesięć "oczek" różnicy.
Jeśli ktoś spodziewał się, że kaliszanie zdołają jeszcze powalczyć w czwartej kwarcie, to bardzo się rozczarował. Szanse miejscowych spadły niemalże do zera, gdy już w pierwszych akcjach dziewięć punktów w trzech rzutach zdobył Jarosław Kalinowski. Na dodatek dwa kolejne rzuty z dystansu trafił Sławomir Olszewski. Kibice pogodzili się już z porażką, ale nie ze stylem jaki prezentowali ich ulubieńcy. Żaden z zawodników nie potrafił wziąć na siebie ciężaru gry, a każdy z rozgrywających szybko tracił piłkę. Nawet idealne sytuacje nie dawały AZS jakichkolwiek punktów. Dopiero w końcówce starcia wprowadzony na boisko Tomasz Nowak uratował honor swojego zespołu rzucając z półdystansu.
Po spotkaniu swojego zadowolenia nie krył trener drużyny przyjezdnej Tomasz Herkt. - Pierwsze dziesięć minut było dla nas bardzo dobre. Wtedy prowadziliśmy różnicą dziesięciu punktów i rozkojarzyliśmy się. Mięliśmy czytelne sytuacje pod koszem i w półdystansie, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać. Na siedemnaście rzutów oddanych mieliśmy tylko dwa celne, w związku z tym ułatwiliśmy przeciwnikowi to prowadzenie do przerwy. W szatni porozmawialiśmy sobie i to zaowocowało naprawdę dobrą grą. Jesteśmy profesjonalistami i ciężko pracujemy, a kiedy przechodzi mecz chcemy pokazać to, nad czym tak ciężko trenujemy i nie chodzi tylko o to, żeby traktować swoje obowiązki tak, że chcemy wygrać jak najmniejszym nakładem sił - skomentował cały pojedynek szkoleniowiec gości.
Porażka 35:70 jest w pełni zasłużona i oddaje to co działo się na parkiecie. Gospodarzom zabrakło wszystkiego - od skutecznych podań zaczynając, a kończąc na walce pod tablicami. Słabość przeciwników doskonale wykorzystali doświadczeni zielonogórzanie prowadzeni przez starszego z braci Kalinowskich. Przed niedzielnymi spotkaniami Zastal znajduje się teraz na piątej pozycji w tabeli, a AZS jest dziesiąty. Przed podopiecznymi Marka Białoskórskiego stoi teraz trudne zadanie, bo w kolejnym meczu rywalizować będą z Żubrami Białystok, natomiast do Zielonej Góry przyjedzie MKS Dąbrowa Górnicza.
AZS PWSZ OSRiR Kalisz - Zastal Zielona Góra 35:70 (10:18, 19:5, 4:20, 2:27)
AZS: Przemysław Malona 10, Piotr Warawko 7, Michał Krajewski 4, Sławomir Buczyniak 3, Dariusz Kalinowski 3, Łukasz Olejnik 3, Przemysław Poźniak 3, Tomasz Nowak 2.
Najwięcej dla Zastalu: Jarosław Kalinowski 21, Łukasz Wiśniewski 14, Paweł Wiekiera 12.