Sławomir Sikora - niewidoczny, a robiący różnicę

- Preferuję mocną, agresywną grę. Bardzo lubię taki styl. Wiadomo, że czasami robię głupoty na boisku, ale staram się nad tym pracować - mówi nam Sławomir Sikora, jednego z architektów zwycięstwa Trefla Sopot nad AZS-em Koszalin.

Rzadko mówi się o jego osobie, a często bywa takim "x-factorem" zespołu Trefla Sopot. Potrafi wejść na kilka minut na boisku i dać odpocząć najważniejszym graczom. Tak też było w spotkaniu z AZS-em Koszalin. Zoran Martić oddelegował go do krycia Ra'Shada Jamesa. Sławomir Sikora całkiem nieźle przypilnował go w drugiej połowie.

Gracz Trefla niezwykle efektowną akcją popisał się w trzeciej kwarcie, kiedy to wyjął piłkę z kozła Jamesowi i popędził na kosz Akademików. Mimo pogoni Amerykanina zdołał zdobyć dwa punkty i zmniejszył wówczas straty swojego zespołu do trzech oczek.

O Sikorze bardzo pozytywne zdanie mają trenerzy, koledzy z zespołu, a także osoby z innych klubów, które miały okazję z nim współpracować. Podkreślają jego profesjonalizm i podejście do zawodu. - To walczak. Nigdy nie odpuszcza - zgodnie przyznają.

Karol Wasiek: W końcu uśmiech mógł zagościć na twojej twarzy po zakończeniu spotkania.

Sławomir Sikora: To prawda. Bardzo mi tego brakowało. (śmiech)

Można powiedzieć, że wyszarpaliście to zwycięstwo Akademikom, którzy byli już praktycznie pewni tych dwóch punktów.

- To prawda. Mam nadzieję, że wszystkim kibicom ten mecz się podobał. Walczyliśmy do samego końca i w końcu udało się zwyciężyć. Uważam, że udowodniliśmy fakt, że można wygrać mecz, nawet jak rzut nam nie siedzi. Walką i determinacją nadrobiliśmy wiele mankamentów. Nie ma co ukrywać, że wiele nam brakuje, aby serią wygrywać mecze.

[b]

Po tych ośmiu porażkach zapewne zapanował taki marazm w szatni. Jak radziliście sobie w sytuacjach kryzysowych?[/b]

- Nastroje nie były najlepsze, ale nie ma co się dziwić, skoro na własną prośbę przegrywaliśmy mecze. Każda kolejna porażka powodowała, że ta frustracja rosła. W najważniejszych momentach nie było wiadomo, kto ma piłkę z autu wybijać, czy zdobywać punkty. W spotkaniu z AZS-em Koszalin wszystko zagrało i udało się wygrać. Zamykamy teraz ten nieszczęsny rozdział z ośmioma porażkami i idziemy do przodu. Głowy się nasze wyczyściły.

Stąd ta feta po zakończeniu meczu?

- Tak. Trzeba zdać sobie sprawę, że w każdym z nas te porażki mocno siedziały. Dawaliśmy z siebie wszystko, a nie wychodziło.

Te osiem porażek drażni?

- Nie myślimy o tym. Chcemy iść do przodu. Przed nami kolejne spotkania, więc nie ma sensu dyskutować o tym, co było. Tego już nie zmienimy.

Sławomir Sikora daje dużo wsparcia z ławki
Sławomir Sikora daje dużo wsparcia z ławki

Mocno przyczyniłeś się do tego wtorkowego zwycięstwa. Dałeś kolegom sygnał do walki. Uważam, że taki impuls poszedł właśnie od ciebie.

- Kiedyś już o tym rozmawialiśmy. Ja bardzo lubię taki styl. Wiadomo, że czasami robię głupoty na boisku. Potrafię przechwycić piłkę, później ją oddać rywalowi, aby następnie znów ją odbiorę. Sam tego osobiście nie lubię, ale nie potrafię tego opanować. (śmiech) Staram się nad tym pracować.

Jak grało się w defensywie przeciwko Ra'shadowi Jamesowi, który wyrasta na jedną z gwiazd Tauron Basket Ligi?

- James to bardzo atletyczny zawodnik, który dysponuje dobrym rzutem i minięciem. Ma typową charakterystykę strzelca. Dość ciężko go upilnować, ale wydaje mi się, że dość skutecznie go powstrzymaliśmy.

Oglądałeś jego wcześniejsze mecze? Wiedziałeś, czego można się spodziewać?

- Nie byliśmy jakoś specjalnie przygotowani pod jego osobę. Trener oczywiście o nim wspomniał, ale szykowaliśmy się pod cały zespół.

Rozmawiał Karol Wasiek

Komentarze (0)