Przed starciem z Anwilem Włocławek, Trefl Sopot wygrał trzy z czterech spotkań. Zawodnicy Zorana Marticia odprawili z kwitkiem AZS Koszalin, Polfarmex Kutno oraz Start Lublin. W Hali Mistrzów Anwil okazał się jednak zbyt mocny.
- Wiemy, co musimy poprawiać w naszej grze, ale czasami jest tak, że pomimo tej wiedzy, potrafimy wyeliminować nasze bolączki na tylko jeden mecz i potem znów je powtarzamy. We Włocławku liczba błędów była naprawdę duża - powiedział Paweł Dzierżak, jeden z rozgrywających Trefla.
Sopocianie popełnili aż 19 strat, z czego 11 aż po przerwie. W pierwszej połowie bowiem koszykarze znad morza zdecydowanie lepiej organizowali grę i przegrywali z Anwilem nieznacznie - 26:37, choć tuż przed końcem drugiej kwarty było nawet 26:33. W drugiej połowie Anwil zagrał jednak mocniejszą defensywę i zakończył spotkanie zwycięstwem 76:60.
- Te straty były kluczowe. Na pewno w pewnej części spowodował je Anwil, który nieustannie zmieniał swoją defensywę. Raz kryli każdy swego, następnie przechodzili do zony-press, albo zwykłej strefy. Cały czas wybijali nas z rytmu, a my się gubiliśmy. Z drugiej strony: sami popełnialiśmy też wiele błędów niewynikających z agresywnej gry Anwilu - dodał Dzierżak.
Młody playmaker uzbierał na swoim koncie osiem punktów, rozdał także trzy asysty, choć zostały one zrównoważone liczbą trzech strat. Co ciekawe, żaden rozgrywających Anwilu - ani Robert Skibniewski, ani Kamil Łączyński - nie był w tym (asysty) elemencie lepszy.
- Wiadomo, że ambicjonalnie podszedłem do tego starcia, bo wcześniej oglądałem tych zawodników głównie w telewizji. Niestety, asysty nic nie znaczą w przypadku, gdy przegraliśmy - podsumował Dzierżak.