Mecz ze Stelmetem BC Zielona Góra był dla Jakuba Karolaka rekordowy pod kilkoma względami. 22-latek w starciu z aktualnymi mistrzami Polski pobił największy dorobek punktowy w swojej karierze na parkietach ekstraklasy oraz oddał najwięcej celnych rzutów z dystansu. Niski skrzydłowy aż sześciokrotnie skarcił zielonogórzan trafieniem zza linii 6,75 m, a w całym spotkaniu zdobył łącznie 25 punktów.
- Gdy spojrzałem na statystyki, to uświadomiłem sobie, że jeżeli chodzi o skuteczność, to niestety nie wyglądało to tak kolorowo. Statystycznie to był na pewno mój najlepszy mecz w karierze, ale sama skuteczność pozostawia jeszcze wiele do życzenia. Jak ja to sobie mówię: zawsze te trzy, cztery rzuty więcej powinny wpaść. Mogło być lepiej - przyznawał po końcowym gwizdku Jakub Karolak.
Karolak trafiając swój szósty rzut za trzy punkty miał skuteczność na poziomie 60 procent. Sytuacyjne rzuty oddawane pod presją czasu w samej końcówce spotkania doprowadziły ostatecznie do spadku statystyki w tym elemencie koszykarskiego rzemiosła do 46 procent. Mierzący 196 cm wzrostu koszykarz miał ponadto 30 procent celności w rzutach za dwa punkty (3/10), a ostatecznie mecz zakończył ze skutecznością z gry na poziomie 39,1 procenta.
22-latek mógł być jednak zadowolony ze swojego występu. W trzeciej kwarcie, gdy PGE Turów przegrywał już różnicą 11 punktów, to właśnie Karolak wziął na swoje barki odrabianie strat. Trafił wówczas trzykrotnie z dystansu i jeszcze przed końcem tej części meczu, wyprowadził czarno-zielonych na prowadzenie. Spore problemy miał z upilnowaniem młodego gracza zgorzelczan m.in. Przemysław Zamojski. Karolak nabierał rzucającego reprezentacji Polski na zwody i w starciach z bardziej doświadczonym rywalem nie miał żadnych kompleksów.
- Szczerze mówiąc, to dopiero teraz to do mnie dotarło. Podczas meczu nawet o tym nie myślałem. Zazwyczaj staram się nie skupiać na takich szczegółach, ale na tym aby jak najlepiej wykonywać swoją robotę - kontynuował koszykarz zespołu z przygranicznego miasta.
Słabszy personalnie Turów uległ faworytom z Zielonej Góry 92:95, ale sama gra podopiecznych trenera Piotra Ignatowicza napawała sporym optymizmem.
- Bardzo szkoda takiego meczu, gdzie na całej jego przestrzeni rywalizujemy jak równy z równym z euroligową drużyną. W końcówce trochę za bardzo się rozluźniliśmy i z tego powodu przestaliśmy realizować w ataku nasze założenia taktyczne. Myślę, że w tych decydujących minutach zabrakło nam również sił. Mamy zawężoną rotację. Cameron (Tatum - przyp. red.) nabawił się kontuzji, jest nas tylko dziesięciu i w tak okrojonym składzie nawet na treningach nie możemy ciężej popracować - podsumowywał Jakub Karolak.