Kiedy w piątek David Griffin, Generalny Menedżer Cleveland Cavaliers powiedział, że LeBron James nie steruje klubem, internet zareagował śmiechem.
Słusznie, bo wszystko to co dzieje się w Cleveland od czasu powrotu Jamesa w lipcu 2014 roku, dzieje się za jego aprobatą. Po czterech latach gry w Miami Heat, James wrócił do Cleveland i otrzymał zielone światło, aby wspólnie ze swoim agentem i przyjacielem Richem Paulem pociągać za sznurki. Robić to co chce, tak jak działo się to pod koniec poprzedniej dekady, kiedy Cavaliers przerażeni możliwością odejścia Jamesa, praktycznie oddali mu klub i pozwolili na wszystko.
Patrząc dziś na to co dzieje się w Cleveland, prezydent Heat Pat Riley tylko uśmiecha się pod nosem. Przez cztery lata Jamesa spędzone w Miami, Riley - Ojciec Chrzestny Los Angeles Lakers z lat 80-tych, dumnych New York Knicks, walczących z Jordanem, a potem trzech tytułów Heat w ostatniej dekadzie - nie pozwolił Jamesowi grać pierwszych skrzypiec. Nie pozwolił chodzić sobie po głowie. Kiedy James wątpił w niedoświadczonego trenera Erika Spoelstrę po przegranych Finałach w 2011 roku, Riley z lojalnością i wiarą podszedł do swojego wychowanka i pozostawił go na stanowisku. Dwa lata później James miał na palcu swoje dwa pierwsze pierścienie mistrzowskie. Na koniec jednak Riley poniósł za to konsekwencje - James opuścił Miami i wrócił do Cleveland, by zdobyć dla Cavaliers pierwsze mistrzostwo. Teraz James - już na swoim - boi się, że może mu się to nigdy nie udać.
David Blatt opuszcza Cavaliers w atmosferze groteski. Ten utalentowany trener odchodzi w kurzu doniesień, wysyłanych przez źródła bliskie Jamesowi, które mają tylko potwierdzać jego niekompetencję. Przez półtora roku pracy w Cleveland Blatt stał się najczęściej wyśmiewanym i ...najbardziej zwycięskim trenerem w historii klubu. Mimo kłopotów z kolanem Kyriego Irvinga doprowadził Cavaliers najpierw do finałów NBA, a w tym sezonie do najlepszego wyniku w Konferencji Wschodniej. Skreśl - Konferencji LeBrona Jamesa.
Bo tu nie chodzi o Blatta i nie chodziło nigdy. Tak jak nie chodziło o Spoelstrę i nie chodzić będzie o nowego trenera Cavaliers Tyronna Lue. W NBA talent jednego gracza może nawet przeciętnego trenera poprowadzić do tytułu.
Blatt opuszcza Cavaliers w momencie, w którym Cavaliers wygrali 11 z 13 ostatnich meczów. Ale to te dwie porażki doznane w ostatnich dziesięciu dniach były ważniejsze, niż cokolwiek innego, co wydarzyło się w Cavaliers w tym sezonie.
W poniedziałek Cavaliers przegrali na własnym parkiecie z Golden State Warriors. To, że przegrali nie było niespodzianką - w końcu była to już dla nich piąta z rzędu porażka z Warriors, licząc trzy ostatnie mecze Finałów 2015 i przegrany mecz 25 grudnia. Niespodzianką było to, że Cavaliers wyglądali na tle mistrzów jak drużyna z Tauron Basket Ligi próbującą konkurować z drużyną NBA. Grając w pełnym składzie, byli o klasę gorsi. Warriors w ten sposób tylko pokazali Jamesowi, że od czerwca stali się jeszcze lepszą drużyną. Cavaliers nie.
Obrazek, który zostanie w pamięci po tym meczu, to James odpychający w jednej z akcji Stephena Curry'ego i oziębłość jaka panuje w relacjach obu już od zeszłorocznych Finałów. Nie ma uścisków przed meczem i pogaduszek po meczu. Nie ma ciepłych słów wysyłanych do siebie za pośrednictwem prasy. W końcu to James chełpi się tym, że jest przyjacielem i starszym bratem dla wielu młodszych od niego graczy. Curry nie chce z tą kuratelą mieć jednak nic wspólnego. Odpowiada na to trójką, a potem kolejną i następną. A James boi się. Czuje, że traci pozycję nr 1.
Przez blisko dekadę to James był najpierw wkrótce-najlepszym, a potem po prostu najlepszym graczem NBA. Ale już od półtora roku Curry zabiera mu tron, nagrody MVP sezonu, MVP Finałów i przed poniedziałkową wizytą wspominał zapach szampana jaki kojarzył mu się z szatnią Cavaliers, gdzie w czerwcu zdobył swój pierwszy tytuł. Curry nabija się z królestwa Jamesa, a potem bezlitośnie trafia 7 trójek i zdobywa 35 punktów w 28 minut, bo więcej grać nie musi. Po meczu James szybko ucieka do szatni, a Curry patrzy w kierunku ławki Cavaliers. Nie ma zbijania piątek, uśmiechów i dobrej miny do złej gry ze strony Jamesa. Nie ma stylu w jakim jeszcze kilka dni wcześniej opuszczał parkiet po porażce w San Antonio.
Kilka dni przed ośmieszeniem z Warriors, James zdołał oddać tylko pięć rzutów, gdy kryty był przez Kawhi'a Leonarda, prawdopodobnie najlepszego obwodowego obrońcę NBA od czasów Scottiego Pippena. Leonard niczym cień poruszał się za już 31-letnim Jamesem, nie ustępując mu atletycznie i nie dając się mijać. James musiał się uciekać do korzystania ze stawianych mu zasłon, aby tylko na chwilę uwolnić się od Leonarda. Aż 18 ze swoich tylko 22 punktów zdobył kiedy kryty był bezpośrednio przez innych graczy Spurs. Cavaliers przegrali w San Antonio 95:99. Wynik nie oddaje tego jak wyraźnie gorsi byli na koniec tego spotkania.
Curry w marcu skończy 28 lat i Warriors zbudowali wokół niego być może najlepszą drużynę NBA od czasów Chicago Bulls Michaela Jordana. Ten młody, fascynujący i efektowny zespół, oparty o Curry'ego, Klaya Thompsona i Draymonda Greena, powinien spokojnie przez minimum pięć kolejnych sezonów być w gronie kandydatów do tytułu.
Leonard w czerwcu skończy dopiero 25 lat i po sprowadzeniu LaMarcusa Aldridge'a zanosi się na to, że dynastia Spurs trwać będzie jeszcze dłużej niż orkiestra Jurka Owsiaka.
Cavaliers zwolnili Blatta i od razu podpisali trzyletni kontrakt z jego asystentem Tyronnem Lue. Cavaliers zwolnili Blatta, którego zatrudnili na miesiąc przed tym, zanim James nieoczekiwanie zdecydował się wrócić do Cleveland. Blatt nie miał być trenerem drużyny walczącej o tytuł. Miał uczyć się pracy w NBA i wspinać się w górę razem z młodym zespołem, opartym o Irvinga i Andrew Wigginsa.
Lue, podobnie jak i Blatt, nie ma doświadczenia w pracy jako trener w NBA. Na jego korzyść działa tylko to, że jest kumplem Jamesa i całej jego kliki w Cleveland, w której jest miejsce dla Irvinga, Imana Shumperta i Tristana Thompsona, za to nie ma miejsca dla Love'a. To ludzie blisko związani z Jamesem i z jego agentem. To ludzie, dla których właścicielem Cavaliers nie jest Dan Gilbert, a trenerem nie był Blatt i nie będzie Lue. Każdą z tych ról pełni James i jeszcze do ostatniej wiosny wydawało się, że wszystko w porządku. Że ten układ jest najlepszym z możliwych i tytuł mistrzowski jest tylko kwestią czasu. Że w obecnym sezonie - jeśli Irving i Love będą tym razem zdrowi w playoffach - Cavaliers wiosną będą faworytem do tytułu.
Ale potem okazało się, że Warriors i Spurs zrobili krok do przodu, a Cavaliers pozostali w miejscu. Cavaliers wciąż są niezagrożeni w Konferencji Wschodniej, ale dziś James obawia się o to, że może skończyć karierę jako ktoś znany głównie z tego, że rok w rok przegrywał Finały NBA. Przegrał już 4 razy, będąc tam 6-krotnie. Na koniec nikt nie będzie pamiętał ile razy był w Finałach, ale ile razy przegrał. James boi się że może skończyć karierę jako ktoś kto będzie kojarzony przede wszystkim z porażkami.
Teraz Cavaliers to już zupełnie jego klub. Ma swojego trenera i nie ma odwrotu.
Przeczytaj więcej felietonów Macieja Kwiatkowskiego:
10 rzeczy, które wydarzą się w NBA w 2016 roku
Największe niespodzianki na półmetku sezonu NBA
Kobe Bryant żegna się z NBA, NBA żegna Kobiego Bryanta
NFL - czyli masz tylko jedno życie
Czy da się zbudować wokół niego "dynastię" na miarę dawnych Bulls?
Czy ma charyzmę lidera na miarę Jordana, Shaqa, Bryantp.s.
Wbrew bilansowi i nawet uwzględniając brak doświadczenia na poziomie NBA, Blatt to raczej nie jest drugi Jax.
Ale czy Lue sobie poradzi z wyzwaniem? Hmm... Czytaj całość