Miasto Szkła Krosno - Jak nie teraz to kiedy?
Tabela I ligi nie pozostawia złudzeń. Zarówno Miasto Szkła Krosno i jak Max Elektro Sokół zdominowały rozgrywki na zapleczu TBL. Lider oraz wicelider tabeli zanotowali łącznie 35 zwycięstw oraz tylko trzy porażki.
Skupmy się najpierw na ekipie lidera I ligi. Drużyna z Krosna dokonała przed sezonem bardzo przemyślanych transferów. Włodarzom Miasta Szkła udało się wyrwać z Łańcuta dwóch czołowych zawodników: Dawida Bręka oraz Szymona Rducha, którzy w znacznym stopniu przyczynili się do... odpadnięcia drużyny z Krosna w półfinale I ligi. Ponadto ekipa z Podkarpacia utrzymała trzon zespołu z poprzednich rozgrywek: Dariusza Oczkowicza, Jakuba Dłuskiego czy Dariusza Wykę, o której bardzo mocno zabiegał między innymi Dariusz Kaszowski.
Wszyscy zdawali sobie sprawę, iż drużyna z Krosna będzie w tym sezonie piekielna mocna. Nikt nie spodziewał się jednak, iż Miasto Szkła tak znakomicie "zapali" i będzie miażdżyć 3/4 zespołów w lidze. Oprócz wysokich umiejętności, kluczem do zwycięstw drużyny z Podkarpacia jest świetna atmosfera. - Dla mnie wynik na koniec sezonu w dużej mierze decyduje się już przy budowaniu składu, dlatego największą pracę wykonaliśmy przed rozgrywkami. Głównie patrzyliśmy na charaktery zawodników tak, aby atmosfera w zespole była bardzo dobra - podkreślał kilka miesięcy wcześniej trener Michał Baran.
Na papierze drużyna z Krosna nie ma słabych punktów. Zarówno pod koszem, jak i na pozycji rozgrywających opiekun lidera ma prawdziwy kłopot bogactwa. Niezastąpiony w zespole Miasta Szkła jest Dariusz Oczkowicz, którego marzeniem jest gra w ekstraklasie. - Jest to dla mnie ostatni dzwonek. Jeżeli mam zagrać w ekstraklasie to w przyszłym roku i oczywiście w barwach zespołu z Krosna, innego scenariusza nie widzę. Na razie wszystko układa się po naszej myśli i mam nadzieję, że ten cel osiągniemy w tym sezonie. Wiele czasu już mi nie zostało na pokazanie się w TBL i bardzo chciałbym tam zagrać - podkreślał kapitan Miasta Szkła.
Pamiętajmy, iż w drużynie z Krosna w tym sezonie nie wystąpił jeszcze Krzysztof Krajniewski, który miał być ogromnym wzmocnieniem drużyny. Na chwilę obecną skrzydłowy czeka na zabieg, po którym przejdzie rehabilitację. Może się tak zdarzyć, iż w najważniejszych meczach sezonu (półfinał oraz finał), Krajniewski będzie już do dyspozycji trenera Michała Barana. [nextpage]
Max Elektro Sokół Łańcut - Znowu sprawią niespodziankę?
Przez wiele lat drużyna z Łańcuta pozostawała w cieniu swojego rywala zza miedzy. Postrzeganie Max Elektro Sokoła w dużym stopniu zmieniło się w poprzednim sezonie, w którym podopieczni trenera Dariusza Kaszowskiego byli prawdziwą rewelacją rozgrywek. Opiekun Sokoła wyciągnął pomocną dłoń do zawodników, których sportowa kariera była na lekkim zakręcie. Szkoleniowiec z Łańcuta potrafił jednak odbudować kilku koszykarzy, którzy w najważniejszych meczach sezonu odpłacili mu się znakomitą grą.
Analogiczną sytuację mieliśmy przed sezonem 2015/2016, w którym Dariusz Kaszowski postawił na Krzysztofa Jakóbczyka. Popularny "Mały" miał za sobą nieudany sezon w Tauron Basket Lidze, w której nie pokazał swoich wysokich umiejętności. W Łańcucie 29-letni zawodnik udowodnił jednak, iż osoby, które skreśliły go kilka miesięcy temu, popełniły wielki błąd.
Co ciekawe, włodarze z Łańcuta na początku stycznia zakontraktowali również Adriana Mroczka-Truskowskiego, który obecny sezon rozpoczął w ekstraklasowej BM Slam Stali. Na jednym z treningów 30-letni koszykarz zerwał jednak ścięgno w stopie. Kontuzja wyeliminowała go z gry na kilka miesięcy, w efekcie czego były zawodnik Śląska Wrocław rozwiązał kontrakt z beniaminkiem Tauron Basket Ligi za porozumieniem stron. Gdy Adrian wróci do zdrowia, z pewnością podniesie jeszcze poziom drużyny z Łańcuta.
Trudno jednoznacznie powiedzieć na czym polega fenomen Sokoła Łańcut. Na papierze skład drużyny wygląda bardzo przyzwoicie, jednak od wielu lat ekipa z Podkarpacia spisuje się zdecydowanie lepiej, iż wskazuje na to potencjał zespołu. Trener Dariusz Kaszowski, podobnie jak drużyna z Krosna bazuje na doskonałej atmosferze w zespole, dzięki której zawodnicy dają z siebie nie 100, a często 150 procent. To właśnie team spirit w poprzednim sezonie zapewnił drużynie z Łańcuta miejsce w finale I ligi. W obecnych rozgrywkach wiele wskazuje na to, iż historia może się powtórzyć.
- Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Pierwsza runda pokazała, że spokojnie możemy o tym myśleć. Będziemy robili wszystko, aby powalczyć o jak najwyższe miejsce w rundzie zasadniczej, a potem w play-off. Pracujemy mocno i na razie koncentrujemy się na kolejnych czekających nas meczach - przyznał Kaszowski.
[nextpage][tag=1762]
Legia Warszawa[/tag] - Nie ważne jak zaczynasz, ważne jak kończysz?
W stolicy prawie wszystko wygląda znakomicie. Bardzo dobra organizacja klubu, licznie wypełniona hala oraz wiele świetnych akcji marketingowych, które skierowane są między innymi do najmłodszych adeptów basketu (Legia Basket Schools). Śmiało można powiedzieć, iż po wielu latach powróciła w Warszawie moda na koszykówkę. Jedynym i bardzo ważnym problemem są wyniki drużyny, które z pewnością nie satysfakcjonują włodarzy klubu.
Koszykarze Legii co prawda zajmują wysokie trzecie miejsce w lidze, jednak apetyty są zdecydowanie większe. Sternicy klubu liczyli, iż od początku sezonu drużyna z Warszawy będzie nadawać ton rozgrywkom. Tymczasem ekipa ze stolicy ma już na koncie sześć porażek, w tym cztery z teoretycznie dużo słabszymi rywalami.
Osoby odpowiadające za wyniki Legii jak mantra powtarzają, iż najważniejsza jest dyspozycja zespołu w fazie play-off, a runda zasadnicza jest tylko dodatkiem. Po części trudno nie zgodzić się z taką opinią. W przeszłości bywało wiele przypadków, w których najlepszy zespół rundy zasadniczej przepadł w decydujących meczach. Najdobitniej świadczy o tym przykład Polskiego Cukru Toruń, którego występy w 2014 roku w pierwszej rundzie play-off były wielką klapą.
Personalnie skład zespołu z Warszawy wygląda więcej niż dobrze. Na papierze jest on słabszy niż Miasta Szkła Krosno, jednak Legia posiada kilka indywidualności w zespole, które mogą w każdym meczu przechylić szalę zwycięstwa na ich stronę. Dużym problem dla teamu z Warszawy może okazać się brak przewagi parkietu, gdyż tabela I ligi najdobitniej pokazuje, iż na własnej hali drużyna spisuje się zdecydowanie lepiej.[nextpage]
meritumkredyt Pogoń Prudnik czy GKS Tychy?
Obecnie w I lidze są dwie drużyny, które mogą zagrozić trzem najlepszym zespołom w rozgrywkach. Na czarnego konia wyrasta Pogoń Prudnik, która po ostatnich transferach jest bardzo mocna. Zarówno Patryk Nowerski jak i Tomasz Wojdyła wydają się być dużym wzmocnieniem "Dumy Opolszczyzny". Czy drużyna z Prudnika będzie w stanie namieszać w czołówce I ligi?
- Cieszymy się z kolejnych wzmocnień. Mamy teraz bardzo zbilansowany skład, co będzie naszym dużym atutem w dalszej części rozgrywek. Rywalizacja zawsze daje dużo korzyści, dodatkowo korzystamy z doświadczenia naszych starszych kolegów z drużyny - tłumaczy podkoszowy Pogoni Adam Cichoń.
Bardzo dobrze w tym sezonie prezentuje się również GKS Tychy, który posiada wielu doświadczonych zawodników: Tomasza Bzdyrę, Karola Szpyrkę, Radosława Basińskiego czy Wojciecha Barycza, którzy w swojej karierze nie z jednego pieca chleb jedli. Koszykarze ze Śląska po zwycięstwie nad SKK Siedlce, zrównali się punktami z trzecią w tabeli Legią Warszawa.
- Uważam, że mamy potencjał na awans. Co prawda nasze wyniki z czołówką ligi jeszcze tego nie pokazały, ale jak najbardziej mamy potencjał. W meczu z Legią, po słabej pierwszej kwarcie potrafiliśmy odrobić straty. Zabrakło wtedy tylko zimnej krwi, aby było jeszcze lepiej - analizował z kolei Tomasz Bzdyra.
Wszystko wskazuje na to, iż w kwietniu i w maju będziemy świadkami zażartej walki o awans do półfinału. Czy niżej notowane drużyny z Tychów oraz Prudnika będą w stanie napsuć dużo krwi faworytom?