Radomianie w Dąbrowie Górniczej zanotowali piorunujący początek meczu. W pierwszej kwarcie przeprowadzili aż osiem trzypunktowych akcji i prowadzili różnicą nawet 12 oczek.
- Trafialiśmy prawie wszystko w pierwszej kwarcie i to chyba troszkę nas uśpiło. Bo przez to, że graliśmy bardzo dobrze w ataku, to zagraliśmy zbyt miękko w obronie, co się na nas zemściło, bo gospodarze znakomicie to wykorzystali - komentuje Wojciech Kamiński.
Jego podopieczni faktycznie w drugiej kwarcie oddali inicjatywę gospodarzom, względem których szkoleniowiec Rosy nie szczędził komplementów. - Dla rywali należą się gratulacje za pierwszą połowę na pewno, bo zagrali naprawdę bardzo dobrze - ocenia.
Po zmianie stron radomianie znów rozpoczęli mocno, a to dodało im pewności, a w końcowym rozrachunku kontrolowaną wygraną pomimo faktu, że zawodnicy MKS-u robili co tylko byli w stanie, aby zniwelować straty. - W drugiej połowie trener Anzulović robił co mógł ze swoim zespołem, natomiast my chyba swoim spokojem i konsekwentną grą przypieczętowaliśmy swoje zwycięstwo - dodaje.
Kamiński nie ukrywa, że wygrana w dąbrowskiej hali Centrum mocno cieszy, ponieważ udało się pokonać silnego rywala na ich terenie. Dodatkowo zwrócił uwagę na to, że tak jak i w MKS-ie, i w Rosie są problemy kadrowe.
- Cieszymy się tym faktem, że udało się wygrać ten mecz. Tak, jak Dąbrowa Górnicza ma swoje problemy kadrowe, tak samo i my je mamy. Przy tych wszystkich zawirowaniach chciałbym pogratulować moim zawodnikom, że wytrzymali trudy tego spotkania i z tak ciężkiego terenu wywieźliśmy dwa punkty - kończy.
W sobotę do gry po dwóch meczach absencji powrócił Seid Hajrić, z kolei całe zawody na ławce rezerwowych przesiedział Damian Jeszke.