W 2004 roku Spójnia Stargard opuściła najwyższą klasę rozgrywkową. Trzy lata później nawet spadła do II ligi, by w 2009 roku powrócić na I-ligowe parkiety. Ostatnich 12 lat to czas wzlotów i upadków, rozbudzanych nadziei i rozczarowań. Zespół dość regularnie zajmował miejsce pomiędzy piątym a ósmym. O nic więcej jednak nie udało się powalczyć. Obecny sezon mimo dziewięciu zwycięstw w 16 pierwszych meczach również nie zakończy się zgodnie z oczekiwaniami kibiców, które podpierane były słowami klubowych włodarzy. Nie będzie wymarzonej "czwórki". Prawdopodobne, że Spójni zabraknie w play-offach a bardzo możliwe, iż kwiecień upłynie koszykarzom na nerwowej batalii o utrzymanie.
Spójnia Stargard przegrała już osiem meczów z rzędu w 2004 oraz 2013 roku. W drugim przypadku była to nawet seria dziewięciu porażek. Teraz zapewne inaczej nie będzie, gdyż 12. zespół I ligi zagra 21 lutego w Krośnie z liderem, który do tej pory potknął się tylko raz. Wcześniejsze dwie serie skończyły się zachowaniem ligowego bytu po play-outach. Teraz sytuacja nie jest wcale taka oczywista. Choć poziom I ligi wyraźnie się obniżył to koszykarze Spójni w 2016 roku regularnie przegrywają. Na własnym parkiecie ulegli beniaminkom z Poznania, Katowic i Wrocławia, co jeszcze niedawno mogło się wydawać rzeczą niemożliwą. Tak doświadczona ekipa nie miała prawa przegrać chociażby środowego meczu z Exact Systems Śląskiem Wrocław. Dziesięć minut przed końcem prowadziła 55:45 a rywal nie porażał genialną dyspozycją dnia. Odrobił jednak straty i po dogrywce zwyciężył 69:63.
- Przyzwoite trzy kwarty w naszym wykonaniu. Szczególnie trzecia. Prowadziliśmy dziesięcioma punktami i zaczęliśmy grać w poprzek nie do kosza. Graliśmy zachowawczo - podsumował trener Krzysztof Koziorowicz.
W środę brakowało tego, co było w pierwszej części sezonu. Wtedy zawsze kilku graczy potrafiło regularnie zdobywać punkty. Wspierali ich także zmiennicy, którzy mieli dobre momenty. W środę ponad 1/3 punktów - 22 - zdobył Łukasz Pacocha, który oddał też 1/3 rzutów całej drużyny. - Poza Raczyńskim i Pielochem nie było zagrożenia. Oni spadli za pięć przewinień w pewnym momencie - tłumaczył taką sytuację Koziorowicz.
- Brakuje równowagi między obwodem a strefą podkoszową. Najważniejszy element, który zdecydował to 19 zbiórek przeciwnika w ataku. Osiem z nich było w końcówce czwartej kwarty i dogrywce. Podopychali to, co nie wpadło. Niby prosty element, a ważny. Liczyłem na lepszą postawę wysokich. Tym bardziej, że w zespole Śląska było w tej strefie dwóch młodych graczy wspartych doświadczonym Pawłem Mrozem. Liczyłem na to, że zdominujemy rywalizację pod koszami, ale tak się nie stało - kontynuował stargardzki szkoleniowiec.
Rzeczywiście, skuteczność rzutów trzypunktowych to jeden z głównych elementów decydujących o obliczu Spójni. Były także gigantyczne kłopoty z defensywą, co akurat przeciwko młodej drużynie z Wrocławia nie okazało się najważniejsze. Mimo dobrych fragmentów w poszczególnych meczach rokowania na najbliższą przyszłość nie są dla stargardzkich koszykarzy pozytywne. - Nie ma innej recepty, jak ciężka praca. Musimy się zająć sobą. Nie możemy liczyć na to, że ktoś nam pomoże. Zespół nie może mieć takiej skuteczności rzutów trzypunktowych. W tej sytuacji nie wygra się meczu, chociaż niewiele brakowało. Granica przyzwoitości to 27-30 proc. Szkoda mi chłopaków. Łatwiej by się pracowało, gdybyśmy odnieśli długo oczekiwane zwycięstwo - przyznał Krzysztof Koziorowicz.
Mecze o wszystko Spójnia rozegra w Stargardzie z SKK Siedlce i Notecią Inowrocław. Aby wyprzedzić tych rywali powinna także urwać punkty Zniczowi Basket Pruszków i zwyciężyć w Gliwicach. Czy jest to prawdopodobne? Sport pokazał, że zwyżka formy może przyjść w każdym, nawet najbardziej niespodziewanym momencie. Po serii porażek z niżej notowanymi rywalami o optymizm jednak trudno, dlatego do końca rundy zasadniczej zespół z Pomorza Zachodniego już nie zagra w roli faworyta.
[multitable table=670 timetable=493]Tabela/terminarz[/multitable]