Sportino z patentem na Atlas Stal

Już po raz drugi z rzędu zawodnicy inowrocławskiego Sportino zafundowali swoim kibicom niepotrzebną dawkę nerwów w samej końcówce. W niedzielnym spotkaniu z Atlasem Stalą, w połowie trzeciej kwarty podopieczni Aleksandra Krutikowa posiadali już nawet szesnastopunktową przewagę, jednak szereg popełnionych przez nich błędów spowodował, że na kilka sekund przed końcem zmniejszyła się ona do zaledwie trzech "oczek".

Niedzielne spotkanie było szczególne dla Krzysztofa Szubargi, rodowitego inowrocławianina, obecnie rozgrywającego Atlasa Stali, a wychowanka nieistniejącej już Noteci i byłego gracza Sportino - Po raz drugi w swojej karierze zagram przeciwko zespołowi z Inowrocławia. Chciałbym pokazać się z dobrej strony miejscowym kibicom - mówił przed meczem popularny "Szubi".

Nerwy, jakie na początku towarzyszyły obu drużynom, jako pierwsi opanowali gospodarze. Podopieczni białoruskiego szkoleniowca Aleksandra Krutikowa, który nieco zaskoczył składem pierwszej piątki (aż czterech niskich zawodników), szybko rozgrywali piłkę po obwodzie, a to z kolei, często kończyło się rzutami z dystansu, zwykle celnymi. Sporo punktów na konto inowrocławian powędrowało również dzięki skutecznym kontratakom - Na początku prezentowaliśmy się słabo szczególnie w obronie. Nie mogą nam już przytrafiać się takie mecze, w których nasi rywale w tak łatwy sposób powiększają swój punktowy dorobek - ocenił Łukasz Seweryn, skrzydłowy ostrowskiego zespołu.

Potyczka z Stalą w pewien sposób mogła przypominać kujawskim sympatykom rozegrany dwa tygodnie wcześniej mecz z wicemistrzem Polski - PGE Turowem Zgorzelec. W obu przypadkach Sportino w trzeciej kwarcie uzyskało bardzo wysoką przewagę, którą jak się później okazało, nie potrafiło spokojnie dowieźć do końca - Pamiętaliśmy o porażce z pierwszej rundy i dlatego też niedzielny mecz był dla nas niezwykle istotny. Szesnastopunktowa przewaga, jaką wypracował sobie nasz rywal w trzeciej kwarcie była praktycznie nie do odrobienia - powiedział koszykarz Atlasa - Łukasz Majewski - Przebieg meczu był bardzo dziwny. Mieliśmy w zapasie wysokie prowadzenie, by kilka minut później drżeć o końcowy wynik. Podobna sytuacja miała miejsce w meczu z zgorzelczanami - wtórował zawodnikowi Atlasa Aleksander Krutikow, trener Sportino.

Końcówka meczu faktycznie była bardzo nerwowa. Drużyna z Ostrowa w zastraszająco szybkim tempie odrabiała straty i po rzucie Alana Danielsa, półtorej minuty przed końcem traciła już tylko trzy punkty (72:69). Bardzo dobrze w drugiej połowie zagrali w zespole przyjezdnych wspomniany Daniels oraz Patrick Okafor, który twardo walczył z podkoszowymi Sportino i często z tych pojedynków wychodził zwycięsko - Zarówno dla nas, jak i dla Sportino, był to bardzo ważny mecz. Nie potrafiliśmy jednak w całości nadgonić wyniku, choć trzeba przyznać, że byliśmy bardzo blisko - tłumaczył Andrzej Kowalczyk, szkoleniowiec wielkopolskiej ekipy.

Kilka sekund przed końcem, przy stanie 75:72 dla Sportino, "Stalówka" miała jeszcze okazję na doprowadzenie do remisu, konsekwencją którego, zakładając, że Sportino nie zdołałoby już skutecznie odpowiedzieć, byłaby dogrywka. Piłkę na rzecz Ivarsa Timermanisa stracił jednak w ważnym momencie rozgrywający Atlasa Brandun Hughes. Chwilę później łotewski skrzydłowy inowrocławian wykorzystał dwa rzuty osobiste po faulu Amerykanina - Jestem zadowolony, że udało mi się przechwycić piłkę, by później trafić jeszcze rzuty wolne. Można powiedzieć, że tymi punktami przypieczętowaliśmy naszą wygraną - wyjawił Timermanis. - Myślę, że błędy, jakie popełnialiśmy w samej końcówce wynikały z braku sił i w pewnym stopniu również koncentracji. Na szczęście udało nam się odnieść zwycięstwo, z którego bardzo się cieszymy - powiedział z kolei Łukasz Żytko, kapitan tegorocznego beniaminka.

Źródło artykułu: