Środowe spotkanie fatalne ułożyło się dla podopiecznych Mindaugasa Budzinauskasa. Już po kilku minutach goście przegrywali 2:15, dając się kompletnie zdominować ekipie z Kutna. Wydawało się, że przewaga gospodarzy będzie stopniowo rosnąć i już do przerwy losy spotkania będą rozstrzygnięte.
Tak się jednak nie stało. Goście od stanu 2:15 zdobyli 15 punktów, tracąc zaledwie... dwa oczka, co dało remis po 17!
- Gdzieś uciekła nam koncentracja na samym początku. Słabo weszliśmy w spotkanie. Było już 2:15, ale udało się nam wrócić. Dużo jednak sił potrzebowaliśmy na to, aby dogonić rywala - uważa Marcin Flieger, kapitan Kociewskich Diabłów.
W drugiej kwarcie toczyła się walka kosz za kosz. Żadnej z drużyn nie udało się zbudować przewagi i do przerwy na tablicy świetnej był remis po 40. W trzeciej odsłonie znów mieliśmy małe deja vu. Goście fatalnie rozpoczęli tę część meczu, co skrzętnie wykorzystali podopieczni Jarosława Krysiewicza, budując wyraźną przewagę. W pewnym momencie było nawet 65:46.
- Do przerwy był remis i na trzecią kwartę znów wyszliśmy zbyt rozluźnieni. Gdzieś nam ta koncentracja pouciekała. Pozwoliliśmy gospodarzom odskoczyć - komentuje Flieger.
W ostatniej odsłonie goście próbowali jeszcze ambitnie gonić rywali, ale na nic to się zdało. Ostatecznie Polpharma przegrała w Kutnie 82:92.
- Gdybyśmy grali z pełną koncentracją przez całe spotkanie, to wówczas mielibyśmy duże szanse na zwycięstwo. Tak się jednak nie stało i gospodarze zasłużenie zwyciężyli - przyznaje zawodnik Polpharmy.
Kociewskie Diabły wyraźnie przegrały walkę na tablicach (23-36), a także grały mniej zespołowo od rywali (14-27).