O sobotnim spotkaniu kibice obydwu drużyn będą chcieli jak najszybciej zapomnieć. Koszykarze nie stworzyli najlepszego widowiska. Mało było płynnej gry i ciekawych akcji. Dużo było za to przewinień i przestrzelonych rzutów. Dla przykładu, sopocianie trafili zaledwie dwa z 25 prób z dystansu, z kolei goście ze Słupska przestrzelili aż 15 rzutów wolnych!
Ostatecznie lepiej w tej chaotycznej koszykówce odnaleźli się podopieczni Donaldasa Kairysa, którzy wygrali 61:49 i nieco poprawili swoją sytuację w ligowej tabeli.
- Energa Czarni zagrali fizyczną koszykówkę i w ataku nie potrafiliśmy sobie poradzić z takim stylem. Naszym problemem był fakt, że nie potrafiliśmy się wstrzelić z dystansu. Kiedy nie trafia się za trzy, to nie kreuje się także miejsca do gry dla naszych wysokich zawodników. Nie da się tak wygrać - mówi Zoran Martić, opiekun Trefla Sopot.
W trzeciej kwarcie goście odjechali sopocianom na 18 punktów przewagi, ale podopieczni słoweńskiego szkoleniowca ambitnie walczyli do samego końca.
- Staraliśmy się cały czas gonić. Nie mieliśmy wielkiej szansy na wygraną, ale jednak nie można powiedzieć, że się nie staraliśmy. W samej końcówce mieliśmy kilka okazji, aby wynik był na styku - komentuje Martić.
Słoweniec zauważa, że kluczowymi postaciami tego meczu było trzech obcokrajowców - Demonte Harper, Cheikh Mbodj i Folarin Campbell.
- To oni zrobili różnicę. Oni byli za silni dla naszego zespołu. Nie umieliśmy sobie z nimi poradzić - zaznacza Słoweniec.
Trefl Sopot z bilansem 5-18 zajmuje 15. miejsce w tabeli.