W swoim życiu widziałem sporo meczów koszykarskiej drugiej ligi (czyli tak naprawdę trzecia). Pierwsze wnioski, czy też pytania, jakie nasuwają się po obejrzeniu spotkania na tym szczeblu. Czy poziom ligi aż tak znacznie odbiega od tych rozgrywek wyższej rangi? Wreszcie - czy koszykarze grający na drugoligowym szczeblu to zawodowcy, czy tylko zwykli ludzie, dla których koszykówka w takim wydaniu to jedynie sposób na zabicie wolnego czasu?
Na te pytania nie da się jednoznacznie odpowiedzieć. Tak jak wszędzie, tak i w tym przypadku są bowiem wyjątki. Jesteśmy w stanie wymienić kluby, które istnieją nie tylko aby "istnieć", lecz także po to, by w przyszłości stworzyć klub, o którym będzie głośno nie tylko w lokalnych mediach... Przykładem z poprzedniego sezonu niech będą takie drużyny jak MKS Dąbrowa Górnicza i MOSiR Krosno. W obydwu przypadkach do strony organizacyjnej klubu nie można się przyczepić nawet w najmniejszym stopniu. Profesjonalne kontrakty dla zawodników, dobra organizacja spotkań, znakomite dbanie o kibiców, których z resztą na spotkaniach tych ekip nigdy nie brakowało. Na potwierdzenie ich profesjonalizmu niech będzie wynik sportowy. Krośnieńska drużyna, już jako pierwszoligowiec, jest prawdziwą rewelacją rozgrywek na zapleczu ekstraklasy i od dłuższego już czasu przoduje w ligowej tabeli. Zespół z Dąbrowy Górniczej natomiast w niemal niezmienionym składzie (czyli drugoligowym) zajmuje wysokie siódme miejsce. Także i w tym sezonie istnieją drużyny, które mogłyby spokojnie rywalizować w wyższej klasie rozgrywkowej. Chodzi m.in. o Rosasport Radom i Spójnię Stargard Szczeciński. W obu ekipach o sile drużyny stanowią gracze mający za sobą grę w ekstraklasie, czy pierwszej lidze.
Jednak zdecydowana większość drugoligowych drużyn, o takich warunkach może tylko pomarzyć. Skromny budżet, którego większą część stanowi i tak przecież niewielka suma przeznaczona przez miasto czy gminę. Zawodnicy - albo młodzi juniorzy, którzy dopiero poznają realia seniorskiej koszykówki, lub też nieco "starsi", dla których trening i mecz ligowy są tylko odskocznią po ciężkich dniach pracy... Niektóre kluby, swoim nowym koszykarzom, jako formę zarobku oferują... dodatkową pracę. Najczęściej jest to praca z młodzieżą w miejscowych szkołach. Taki obrót sprawy nie jest jednak winą poszczególnych zespołów, a ogólną kondycją takiej dyscyplina, jak koszykówka, która jak wiemy w naszym kraju niemal nie istnieje... Oczywiście także i tu przytrafiają się wyjątki. Nie potrafię jednak wymienić, jaki procent wszystkich koszykarzy (nie licząc wymienionych wcześniej drużyn) w drugiej lidze, występuje w tych rozgrywkach z zamiarem nie "pogrania sobie", a zarabiania pieniędzy. Zapewne można go porównać do procentu Polaków, którzy wiedzą o wrześniowych Mistrzostwach Europy w Polsce.
Nie wiem czy koszykówka w drugoligowym wydaniu zasługuje na miano "zawodowej". Jeśli nie, nie wiem kiedy i czy w ogóle tak się stanie. Wiem jednak, że ambicją i zaangażowaniem, koszykarze z tej klasy wcale nie ustępują swoim kolegom z wyższej "półki". Szkoda jedynie, że mało kto zwraca na nich uwagę, bo o tym, że warto być kibicem koszykarskiej drugiej ligi przekonałem się na własnej "skórze". Przekonali się też inni kibice, których wbrew pozorom nie brakuje. Nie wszystkie hale świecą na meczach pustkami. W niektórych ośrodkach, takich jak np. Prudnik brakuje nawet miejsc dla chętnych obejrzenia spotkania kibiców. Nie wszystkie mecze stoją na żenującym poziomie. Wypada tylko żałować, że efektowne zagrania (których zapewniam, że nie brakuje) nie docierają do ligowej "centrali". Jeżeli już Jeżeli chcemy odbudować polską koszykówkę, zacznijmy od podstaw. Jestem przekonany, że z tych właśnie podstaw może wyjść coś, na co my wszyscy kibice basketu tak bardzo czekamy. Trzeba tylko dać im szansę rozwoju...