Wiedziałem, że to nie będzie mój dzień - rozmowa z Tomaszem Celejem skrzydłowym beniaminka z Podkarpacia

Skrzydłowy Sokołowa Znicza Jarosław - Tomasz Celej jest jednym z najlepszych polskich graczy w szeregach drużyny znad Sanu i w każdym meczu regularnie dorzucał kilkanaście punktów. W spotkaniu z wicemistrzem Polski pomimo usilnych starań nie zdołał zakończyć akcji celnym rzutem. Zapytaliśmy po meczu zainteresowanego o ten stan rzeczy.

Grzegorz Czech:Dobrze grając w pierwszej połowie nie potrafiliście zwiększyć swojej przewagi. Co było tego przyczyną?

Tomasz Celej: Zgadza się, może gdybym dziś zagrał lepiej to wygralibyśmy. Dziś zagrałem tak słabe zawody, że już nie pamiętam kiedy coś takiego mi się przytrafiło - na siedem rzutów zero celnych - no ale taki jest sport, gramy dalej. Mamy jeszcze kilka meczów i będziemy chcieli coś wygrać.

Czy w podświadomości nie zlekceważyliście rywala?

- Pierwsze dwie kwarty pokazały, że jesteśmy w dobrej dyspozycji, w dobrym nastawieniu. W drugiej połowie stało się to co za dawnych czasów - przespaliśmy trzecią kwartę i nie uważam to za zlekceważenie przeciwnika.

Co mogło być przyczyną słabszej dyspozycji najlepszego polskiego strzelca Znicza Jarosław?

- W sobotę od rana jakoś czułem się dziwnie, gdzieś podświadomie wiedziałem, że to nie będzie mój dobry dzień. Ogólnie przeczuwałem, że nie będą to dobre zawody w moim wykonaniu. O ile pomagałem kolegom w obronie, to w ataku zagrałem poniżej krytyki.

A czy to, że krył cię jeden z najlepszych obrońców ligi (Krzysztof Roszyk) nie miało przypadkiem dużego znaczenia?

- Myślę, że akurat to nie miało większego znaczenia, ponieważ oddawałem również rzuty z czystych pozycji z których bez większych problemów powinienem trafić.

W czwartej kwarcie gdy do rywali traciliście 7 punktów oddawałeś rzut za trzy punkty, który celnie oddany mógł zniwelować wasze straty do 4 "oczek".

- Nie wiem co się stało, normalnie w takiej sytuacji każdy chyba zawodnik oddał by celny rzut. Chyba faktycznie wykrakałem sobie, że dziś to nie będzie mój dzień lub dopadła mnie słabsza dyspozycja, powtarzam taki jest sport i gramy dalej.

Po raz kolejny graliście przeciwko Marcinowi Stefańskiemu i trenerowi Andrzejowi Adamkowi i po raz trzeci przegraliście.

- Chyba do tych dwóch osób nie mamy szczęścia - w każdych drużynach w których oni byli to przegrywaliśmy. Myślę, że ten fakt gdzieś w naszej podświadomości również zalegał.

Teraz jedziecie do Ostrowa Wielkopolskiego, do drużyny w której nie ma duetu Stefański-Adamek. Czy możemy sądzić, że tam zaprezentujecie się lepiej?

- Mam nadzieję, że już w najbliższą sobotę pokażemy się z dobrej strony w Wielkopolsce i wygramy w Ostrowie. Jednak musimy brać pod uwagę fakt, że występować będziemy na obcym terenie na którym gra się całkowicie inaczej niż przed własną publicznością.

Komentarze (0)