Łukasz Koszarek: Pierwsze mistrzostwo połączyło mnie i Stelmet

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W połowie marca minęły trzy lata od pierwszego spotkania Łukasza Koszarka w zespole Stelmetu. Reprezentacyjny rozgrywający w rozmowie z WP SportoweFakty dzieli się swoimi spostrzeżeniami na temat gry w Zielonej Górze.

WP SportoweFakty: Chyba obaj się zgodzimy, że te trzy lata spędzone w Stelmecie BC Zielona Góra minęły bardzo szybko.

Łukasz Koszarek: To prawda. Wynika to z tego, że na przestrzeni trzech lat rozegraliśmy mnóstwo spotkań w europejskich pucharach - w Eurolidze i EuroCupie. Do samego końca rywalizowaliśmy także w rozgrywkach Tauron Basket Ligi, więc wszystko dzieje się bardzo szybko. Człowiek się nawet nie obejrzał, a tutaj już 36 miesięcy minęło! Szok. Sam czasem nad się tym zastanawiam, że wszystko tak szybko się toczy.

Te trzy lata spędzone w Stelmecie BC to najlepszy okres w karierze Łukasza Koszarka?

- Na pewno odniosłem w Zielonej Górze największe sukcesy w karierze. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Bardzo dobrze czuję się tutaj w zespole, mieście. Cieszę się, że trafiłem do takiej organizacji.

W Zielonej Górze wypłynąłeś na szerokie wody Euroligi.

- To prawda. Nie ukrywam, że cieszy mnie fakt, że nadal mogę liczyć na spore minuty w tych rozgrywkach, mimo że jestem coraz starszy. Do tego dochodzi fakt, że jestem kapitanem, więc ta odpowiedzialność za losy zespołu jest znacznie większa. Muszę za każdym razem dbać o dobrą prezencję drużyny na zewnątrz, motywować kolegów do walki. Taka funkcja bardzo mi odpowiada i służy. Cieszę się, że w Zielonej Górze bardzo mi zaufano i powierzono mi dużą rolę. Staram się odpłacać dobrą grą w każdym spotkaniu.

Z każdy kolejnym miesiącem rósł Koszarek, ale rósł także Stelmet BC, który stał się poważną marką.

- Dokładnie. Pierwsze mistrzostwo przypieczętowało nasze małżeństwo. Nie ukrywam, że był to moment spinający całą pętlę. To pokazało, że moja decyzja o przyjściu do klubu była jak najbardziej słuszna. Miałem później okazję reprezentować Stelmet na arenie międzynarodowej - w Eurolidze i w Pucharze Europy.

Łukasz Koszarek ma sporo sukcesów w zespole Stelmetu BC
Łukasz Koszarek ma sporo sukcesów w zespole Stelmetu BC

Pamiętasz swoje pierwsze dni w Zielonej Górze?

- Tak. Pamiętam, że były one bardzo szalone. Spodziewałem się, że będę powoli wdrażany w system całego zespołu, ale trener Uvalin od razu mi powiedział, że wrzuca mnie na głęboką wodę, abym jak najszybciej dopasował się ustawień drużyny. To była końcówka sezonu zasadniczego i byłem potrzebny zespołowi na play-offy. Tak to wówczas tłumaczył trener Uvalin. Presja była spora, ale nie ukrywam, że wszyscy mi wtedy mocno pomagali. Lądowanie w Zielonej Górze było bardzo miękkie. Trochę się tego obawiałem, bo ja nigdy nie zmieniałem klubu w trakcie sezonu. Nie jestem tego zwolennikiem. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że do Zielonej Góry trafiłeś trochę przypadkowo.

- To fakt, ale muszę powiedzieć, że już przed sezonem 2012/2013 rozmawiałem z trenerem Uvalinem na temat możliwego transferu do Zielonej Góry. Wówczas wybrałem opcję z Gdyni. Chciałem za wszelką cenę grać w Eurolidze. Później jednak w klubie pojawiły się jednak problemy i musiałem odejść.

Powiedzmy sobie szczerze - zostałeś nieco wyrzucony z klubu.

- Nie było dla mnie miejsca w zespole i musiałem poszukać nowego pracodawcy. Zaakceptowałem taki stan rzeczy. Podjąłem wówczas rozmowy ze Stelmetem BC Zielona Góra. Duża w tym zasługa Tarka Khraisa, który zrobił naprawdę dobrą robotę. Ten ruch, mimo że był nieco ryzykowny dla klubu, powiódł się w 100 procentach. Zdobyliśmy mistrzostwo.

W Trójmieście byłeś mało rozpoznawalny, ale za to w Zielonej Górze jesteś bardzo popularny.

- Bez przesady z tą popularnością, aczkolwiek prawdą jest, że w Zielonej Górze koszykówka jest teraz "na czasie". Zawodnicy są kojarzeni przez mieszkańców. Ludzie w ogóle na początku myśleli, że ja jestem "człowiekiem Trójmiasta". Musiałem dementować te informacje, bo ja tylko tam grałem. I to wcale nie tak długo.

Często jesteś zaczepiany przez kibiców?

- Czasami zdarzają się takie sytuacje. Kibice chcą porozmawiać, wymienić poglądy na temat bieżących spraw czy poprzednich meczów. To są miłe, przyjacielskie rozmowy.

Jak idziesz do sklepu to ludzie patrzą, zaglądają do twojego koszyka?

- Takich nie ma. Aczkolwiek jak zawsze jadę do sklepu z owocami to tam pracujący pan Robert, który jest naszym fanem i ogląda sporo meczów, pyta mnie o typy bukmacherskie na kolejne spotkania. Co mu dam jakąś poradę, to nigdy nie wchodzi. Chyba czas z tym typami skończyć. Taki jest sport - nieprzewidywalny.

Jaka jest szansa, że spędzisz kolejne dwa-trzy lata w Zielonej Górze?

- Nie wiem. Staram się koncentrować na najbliższych miesiącach. Nie lubię już tak daleko wybiegać do przodu. Mam już ponad 30 lat i nie robię żadnych dalekosiężnych planów. Podobnie jak za czasów Leo Beenhakkera - "step by step" Mamy jasny cel - mistrzostwo Polski i na tym się skupiam.

Rozmawiał Karol Wasiek

Źródło artykułu: