Dlaczego faworyt poległ w Sopocie? "Trefl był bardziej zdeterminowany"

WP SportoweFakty / Marcin Chyła
WP SportoweFakty / Marcin Chyła

Anwil Włocławek był zdecydowanym faworytem starcia z Treflem Sopot, ale niespodziewanie musiał znać wyższość ekipy znad morza. Co stało się z ekipą Igora Milicicia?

Anwil Włocławek nie wyciągnął wniosków po porażce z Siarką Tarnobrzeg. W sobotę podopieczni Igora Milicicia przegrali z innym ligowym autsajderem, Treflem Sopot. Gracze Zorana Marticia zwyciężyli 66:64.

Gospodarze od samego początku prowadzili i byli stroną dominującą. W końcówce, co jest niespodzianką, zachowali więcej zimnej krwi i zasłużenie sięgnęli po wygraną. W decydujących momentach spotkania włocławianie nie potrafili zatrzymać Anthony'ego Irelanda. Amerykański rozgrywający Trefla w całym meczu zdobył 17 punktów.

- Trener bardzo uczulał nas to, że sopocianie wyjdą bardzo zmotywowani i będą za wszelką cenę dążyć do zwycięstwa. Tym bardziej, że ostatnio wygrali w Lublinie. Niestety nie zareagowaliśmy odpowiednio na słowa trenera i nie byliśmy skoncentrowani w 100 procentach. To wykorzystali gospodarze, którzy byli bardzo agresywni - przyznaje Kervin Bristol, podkoszowy Anwilu.

Jedną z kluczowych kwestii w tym meczu były zbiórki. Włocławianie wyraźnie przegrali walkę na tablicach. Sopocianie zebrali o osiem piłek więcej od gości z Kujaw.

- To tylko pokazuje, że Trefl był bardziej zdeterminowany. My nie przystąpiliśmy do tego meczu z odpowiednią agresją - przekonuje Bristol.

Włocławianie ponieśli siódmą porażkę w tym sezonie (wszystkie na wyjeździe) i znacznie zmniejszyli swoje szanse na drugą pozycję w ligowej tabeli.

- Nie skreślałbym nas. Wciąż jesteśmy w grze o drugie miejsce przed play-offami - zapewnia podkoszowy Anwilu Włocławek.

Komentarze (0)