Początkowo to Kotwica zdecydowanie łatwiej dochodziła do sytuacji rzutowych, ale zgorzelczanie od pierwszych minut napędzani byli przez swojego nowego rozgrywającego - Tyusa Edney’a. Amerykanin grał kapitalnie, pozwalając sobie na bardzo efektowne zagrania rodem z NBA. Edney miał jednak godnego siebie rywala, bowiem, może nieefektownie, ale efektywnie, akcje swoim partnerom kreował Kevin Hamilton.
Za sprawą rozgrywającego PGE Turowa wicemistrzowie Polski szybko wywalczyli sobie kilkupunktowe prowadzenie, jednak dopiero w drugiej kwarcie przewaga wicemistrzów Polski zaczęła być bardziej wyraźna, bowiem wcześniej dosyć często zmieniała się ona niczym w kalejdoskopie. Seria punktów Dragisy Drobnjaka, Roberta Witki i Damira Miljkovicia wyprowadziła zgorzelczan na dziesięciopunktowe prowadzenie, które ostatecznie wzrosło do dwunastu. W międzyczasie kapitalnym blokiem na będącym w kontrze Julienie Millsie popisał się Chris Daniels.
Po przerwie zgorzelczanie przez większość czasu kontrolowali grę, a szczególnie do momentu, gdy na parkiecie przebywał Tyus Edney. To on na każdym kroku kontrolował tempo gry, szukał luk w obronie i kreował pozycje swoim partnerom. Dzięki Amerykaninowi i celnym rzutom Miljkovicia koszykarze ze Zgorzelca w ciągu kilku chwil osiągnęli szesnastopunktową przewagę (57:41). Kotwica wróciła jednak do gry, gdy, na dwie minuty przed końcem trzeciej kwarty, na odpoczynek udał się właśnie Edney. Tomasz Cielebąk i Brandon Crone wygrali dla Kotwicy ten fragment meczu aż 11:1 i goście przegrywali zaledwie sześcioma punktami.
- Poza właśnie tym momentem zagraliśmy dobre zawody. Niestety, musieliśmy dać odpocząć Edney’owi i po raz kolejny zabrakło nam drugiego rozgrywającego - tłumaczył tuż po meczu słabszy moment gry swoich podopiecznych Paweł Turkiewicz, który nie ukrywał jednak błędów popełnionych przez koszykarzy PGE Turowa.
Znakomity okres gry miał Chris Daniels, który mecz zakończył z jedenastoma punktami i dwunastoma zbiórkami na swoim koncie, więc po chwili wszystko wróciło do normy i dopiero pod koniec meczu kołobrzeżanie zaczęli odrabiać straty. Na niespełna dwie minuty przed końcem gospodarze prowadzili jedynie 76:72. Czas wziął trener Kotwicy, Sebastian Machowski, ale nie przyniosło to zamierzonego rezultatu, bowiem goście popełnili stratę. Do końca meczu goście nie trafili już do kosza, a Miljković, świetnie obsługiwany podaniami przez Edney’a, trafiając arcyważny rzut za trzy zapewnił PGE Turowowi zwycięstwo 83:72.
- Dwie minuty przed końcem meczu mieliśmy szansę, aby zdobyć punkty i być może doprowadzić do remisu, ale niestety ponownie straciliśmy piłkę w obronie. Turów grał cierpliwie i ponownie z rogu trafił Miljkovic - mówił na pomeczowej konferencji prasowej Sebastian Machowski, szkoleniowiec Kotwicy, który dodał, iż jego zespół ponownie popełnił zbyt dużo błędów.
PGE Turów Zgorzelec - Kotwica Kołobrzeg 83:72 (19:17, 23:13, 18:24, 23:18)
PGE Turów: Edney 18 (2), Miljkovic 18 (4), Daniels 11, Drobnjak 9, Witka 7 (2), Harris 6, Turek 6, Roszyk 5 (1), Bochno 3 (1) i Stefański 0.
Kotwica: Cielebąk 16 (2), Naymick 12, Crone 11 (2), Hamilton 10, Stelmach 8, Kikowski 6 (1), Mills 5 i Barrett 4.