Spotkanie z rewelacyjnie spisującą się w bieżących rozgrywkach Polpharmą, inowrocławianie rozpoczęli bardzo źle, żeby nie powiedzieć - tragicznie. Niedokładne podania, rzuty oddawane z zupełnie nieprzygotowanych pozycji oraz absolutny brak pomysłu na rozgrywanie akcji w ataku spowodowały, że po pięciu minutach przegrywali 4:15. Aleksander Krutikow, szkoleniowiec inowrocławian, zapewne niezbyt przygotowany na taki obrót wydarzeń, w poszukiwaniu optymalnego rozwiązania, zaczął rotować składem. Już w pierwszej kwarcie skorzystał z dziesięciu graczy, nie wypuszczając na parkiet jedynie dochodzącego do formy po kontuzji Łukasz Wichniarza oraz Dawida Witosa, który nie może w ostatnim czasie przekonać do siebie białoruskiego szkoleniowca, przez co rzadko jest desygnowany przez niego do gry. - Początek w naszym wykonaniu był bardzo słaby. Nie realizowaliśmy wytyczonych przed meczem założeń - ocenił Krutikow.
Przebudzenie inowrocławian nastąpiło pod koniec pierwszej kwarty. Wówczas, kilka celnych rzutów, czasem oddawanych w dość ekwilibrystycznych sytuacjach sprawiło, że strata do rywala stopniała do czterech punktów. Na odpowiedź Polpharmy nie trzeba było długo czekać. Skuteczna gra pod koszem i z pół dystansu, w której prym wiedli szczególnie Paweł Kowalczuk i Wojciech Żurawski, przyniosła dobry w efekcie skutek, mianowicie, stopniowo powiększającą się przewagę, po dwudziestu minutach wynoszącą piętnaście punktów. Gospodarze często rzucali za trzy, jednak i z tym elementem mieli ogromne problemy, pudłując w pierwszej połowie aż dwanaście razy, trafiając zaledwie…jeden rzut. - Mecz przebiegał praktycznie pod nasze dyktando. W miarę solidnie, pod nieobecność naszego podstawowego środkowego Erica Colemana, prezentowaliśmy się też pod koszami. A to, przy dobrych, wysokich zawodnikach Sportino, takich jak Kyle Landry, Łukasz Obrzut, czy David Gomez, było niezmiernie trudne - powiedział Mariusz Karol, trener Polpharmy.
Zupełnie inaczej Sportino prezentowało się po przerwie. Ostra reprymenda w szatni najwyraźniej pomogła, bowiem tuż po niej, zespół trenera Krutikowa zaczął dobrze funkcjonować w defensywie. Kreowanie gry na swoje braki wziął Łukasz Żytko, który dzielnie wspierany przez Eddie’go Millera, należał do wiodących postaci w drugiej połowie. - Mimo dobrych w naszym wykonaniu drugich dwudziestu minutach, nie potrafiliśmy do końca odrobić strat z początku. Zdecydowanie na za dużo pozwalaliśmy rywalowi - wyjawił Łukasz Obrzut.
Im bliżej było do końca meczu, tym na parkiecie robiło się coraz bardziej nerwowo. W końcu nie wytrzymał Michael Hicks, który w jednej z akcji, za uderzenie łokciem w twarz Michała Świderskiego, został ukarany przez sędziów przewinieniem dyskwalifikacyjnym. Ponadto, za pięć popełnionych fauli, boisko musieli opuścić też Ed Scott, Mujo Tuljković i Kowalczuk. Dramatyczna końcówka, w której co chwila zawodnicy obu ekip, po umyślnych faulach rywali stawili na linii rzutów wolnych, happy endem skończyła się dla Polpharmy. Siedem sekund przed końcem, przy stanie 74:76 piłkę po niecelnym, drugim osobistym Jacka Sulowskiego, otrzymał Ivars Timermanis. Przebiegł z nią kilka metrów, po czym zmuszony był oddać rzut z około dziewięciu metrów, na szczęście dla starogardzian – niecelny. - Jesteśmy bardzo zadowoleni ze zwycięstwa, które udało nam się odnieść na niesamowicie gorącym terenie. Sportino postawiło naprawdę twarde warunki, zwłaszcza pod koniec - podsumował Paweł Kowalczuk.
Sportino Inowrocław - Polpharma Starogard Gdański 74:76 (18:22, 10:21, 22:13, 24:20)
Sportino: Eddie Miller 17, Łukasz Żytko 13, Kyle Landry 11, Ivars Timermanis 11, Tony Lee 9, David Gomez 5, Łukasz Obrzut 4, Marcus Crenshaw 4, Michał Świderski 0, Artur Robak 0.
Polpharma: Michael Hicks 20, Milo Tuljković 14, Paweł Kowalczuk 12, Eric Barkley 9, Courtney Eldridge 9, Wojciech Żurawski 6, Ed Scott 4, Jacek Jarecki 1, Jacek Sulowski 1, Marek Drewa 0.