- Przede wszystkim chciałbym pogratulować szkoleniowcowi Filipovskiemu, zawodnikom oraz całemu sztabowi trenerskiemu z Zielonej Góry, bo wygrali bardzo trudny mecz. Prowadzą w serii 1:0, więc na pewno należą im się słowa uznania za walkę, świetne widowisko i zaangażowanie. To samo chciałbym powiedzieć w kierunku swoich zawodników, bo walczyli dzielnie o to zwycięstwo. Może nie wszystko wychodziło nam tak, jak byśmy chcieli, ale mieliśmy szansę na wygranie tego spotkania. Na pewno jest w tym momencie smutek i żal. Oby taka szansa i sytuacja się powtórzyły, ale mamy świadomość, że będzie to trudne. Jednak nie składamy broni. Cieszę się bardzo, że ten mecz tak wyglądał i mam nadzieję, że podobne spotkania będą już do końca rundy finałowej - powiedział na pomeczowej konferencji trener Rosy Radom, Wojciech Kamiński.
Do dość kontrowersyjnej sytuacji doszło w końcówce pierwszej dogrywki czwartkowego spotkania. Na trzy sekundy przed zakończeniem meczu sędziowie nie odgwizdali przewinienia na Toreyu Thomasie, co mogło mieć realny wpływ na losy pojedynku. Czy szkoleniowiec zgadza się z taką decyzją? - Nieważne, co my widzieliśmy. W takich meczach o taką stawkę musimy mieć zaufanie do sędziów i takie też mamy. Byli bliżej tej sytuacji, więc nie ma co dyskutować. Być może ta jedna sytuacja mogła zaważyć na wyniku, ale my mieliśmy wcześniej kilka takich rzutów i piłek, które zmarnowaliśmy. Co do tej decyzji nie mam pretensji. Wcześniej dopatrzyłbym się kroków, a nie faulu chyba - zażartował trener. - W finale sędziują najlepsi, więc mamy pełne zaufanie - dodał.
Czego zabrakło Rosie Radom w dogrywce? - Próbowaliśmy walczyć. Mieliśmy plan, żeby Michał Sokołowski zaatakował Vlada Moldoveanu, ponieważ ten miał w tym momencie cztery faule na koncie. Nie wychodziło nam to. Być może za bardzo skupiliśmy się na tym. W drugiej dogrywce to on trafił najpierw trójkę, potem kilka wolnych i myślę, że to był taki kluczowy moment. Szkoda, bo w pierwszej dogrywce mieliśmy szansę, by ten mecz rozstrzygnąć na naszą korzyść. Teraz nie ma sensu obwiniać kogoś za jedną akcję - przyznał.
ZOBACZ WIDEO 25. mistrzostwo Polski koszykarek Wisły Can-Pack Kraków (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Pierwszy mecz finałowy skończył się dopiero po dwóch dogrywkach. Trener Kamiński zażartował, że pięćdziesiąt minut gry nie stanowi dla niego żadnego problemu. - Wierzę w to, że jesteśmy dobrze przygotowani, żeby grać co kilka dni. Podobnie w serii półfinałowej byliśmy w stanie rozegrać spotkania z Anwilem co kilka dni. Myślę, że jesteśmy w stanie zagrać intensywnie także i ze Stelmetem.
W przerwie drugiej kwarty szkoleniowiec dość nerwowo zareagował na błąd jednego z zawodników, łamiąc przy tym deskę. - To była nonszalancja. Nie można na poziomie finału TBL podawać sobie piłki za plecami. W takiej fazie trzeba szanować każdą piłkę. Po tej sytuacji poszła strata i Koszarek trafił za trzy. Zawodnik dostał ostrą reprymendę i zapamięta ją chyba do końca dni, kiedy będzie grał w koszykówkę. Mam nadzieję, że ta lekcja i nauka nie pójdzie na marne. A deska? Nic się nie stało, kupi się nową - skwitował.
Radomianie rozegrali świetną czwartą kwartę, zatrzymując tym samym aktualnych mistrzów Polski. Ich atutem była przede wszystkim bardzo dobra gra w obronie. - Gdyby ktoś chciał prześledzić nasze mecze, to stwierdziłby, że w tym spotkaniu zagraliśmy tak samo w obronie, jak i przez cały sezon. Na pewno więc będziemy to kopiować. Pamiętajmy, że drużyna Stelmetu to wiele indywidualności w ataku, a monolit w obronie - zakończył.