W dniach 19-22 lutego odbył się turniej finałowy Pucharu Włoch, w którym wzięło udział 8 zespołów. W gronie faworytów wymieniało się ekipę Montepaschi Siena oraz Lottomatiki Rzym. "Czarnym koniem" rozgrywek mógł być Benetton Treviso, ale niewiele brakowało a doszłoby do olbrzymiej sensacji.
Już w ćwierćfinale odpadli wicemistrzowie Włoch - Lottomatika Rzym. Podopieczni Ferdinando Gentile nie potrafili zatrzymać ofensywy ekipy LaFortezzy Bolonia i przegrali z teamem Matteo Boniciolliego. W pozostałych pojedynkach 1/4 finału obyło się bez niespodzianek.
Ciężki orzech do zgryzienia w starciu o finał mieli gracze Simone Pianigianiego, którzy podejmowali drużynę Benettonu Treviso. Był to więc pojedynek aktualnego włoskiego hegemona z byłym "królem" apenińskich parkietów. Koszykarze Oktay'a Mahmutiego grali świetnie, w szczególnie niesamowita w ich wykonaniu była pierwsza partia tego meczu, ale w końcowym rozrachunku więcej punktów uzbierali Toskańczycy. Olbrzymia w tym zasługa duetu Terrell McIntyre - Henry Domercant. Amerykanie (Domercant pochodzi ze Stanów Zjednoczonych) zdobyli odpowiednio 27 oczek i 22. Wpływ na sukces uczestników Final Four Euroligi z ubiegłego roku miała przede wszystkim lepsza skuteczność rzutów wartych 2 punkty.
W drugim półfinale rewelacja rozgrywek - Bancatercas Teramo - podejmowała LaFortezzę Bolonia. Jedynie w czwartej partii zawodnicy Andrei Capobianco zdołali rzucić więcej oczek od swojego przeciwnika, ale nie pozwoliło im to przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę. Tym samym finał dla ekipy Boniciolliego stał się faktem.
Do tej pory w LEGA Basket Montepaschi nie miało najmniejszych problemów z ograniem swoich rywali. Jednak potyczka w finale Pucharu Włoch postawiła podopiecznych Pianigianiego w całkiem innej sytuacji. To bowiem na Mistrzach Włoch ciążyła presja triumfu, a na dodatek mecze były rozgrywane w hali FuturShow Statium w Bolonii.
Toskańczycy rozpoczęli to wielkie spotkanie z wielkim impetem. Lider rozgrywek ligi włoskiej narzucił swój styl gry, który nie do końca odpowiadał graczom LaFortezzy. Pierwsza i druga kwarta to stopniowe, aczkolwiek w miarę systematyczne powiększanie przewagi. Ostatecznie na przerwę Montepaschi schodziło mając w zanadrzu 6 "oczek" przewagi. Trzecia odsłona była nieco bardziej wyrównana niż poprzednie, ale nic nie wskazywało na to, aby ten mecz miał dostarczyć kibicom tak wiele emocji.
Prawdziwe show i zarazem dramat pojawiło się w ostatniej "ćwiartce". Wówczas to zawodnicy Boniciolliego zaczęli odrabiać straty. Była to pogoń za sukcesem. Gospodarze turnieju zbliżali się bardzo często do swojego przeciwnika, ale wtedy przebudzali się z letargu koszykarze ze Sieny i znów trzeba było powrócić do punktu wyjścia. Im bliżej było końcowej syreny, tym triumf oddalał się od LaFortezzy. Jednak zespół ten nie poddał się, wręcz przeciwnie walczył do ostatniej minuty. Niesamowite były dwie ostatnie minuty czwartej kwarty. Gospodarze zdołali doprowadzić do remisu, a chwilę później wyszli nawet na prowadzenie (68:69), ale ostatnie słowo należało do Mistrzów Italii. Tuż przed końcem spotkania do kosza trafił Henry Domercant zapewniając Montepaschi triumf w Pucharze Włoch. Mecz zakończył się wynikiem 70:69.
Wspomniany wcześniej Domercant, a także Benjamin Eze, Krzysztof Lawrynowicz oraz
Natomiast najlepiej w zespole z Bolonii zaprezentowali się: Keith Langford i Earl Boykins. Ten pierwszy dopisał do dorobku LaFortezzy aż 20 "oczek", zaś drugi 16.
Montepaschi Siena - LaFortezza Bolonia 70:69 (22:18, 20:18, 16:17, 12:16)
Montepaschi: Domercant 12, Eze 11, Lawrynowicz 11, Stonerook 10 (14 zb.)
LaFortezza: Langford 20, Boykins 16, Righetti 10.