Marcin Jeż: Przed sezonem w Pruszkowie mówiło się o walce o awans. Tymczasem szanse na wejście do ekstraklasy zniknęły już praktycznie na początku sezonu, kiedy to pruszkowska drużyna poniosła siedem porażek z rzędu. Co było przyczyną tak słabego startu rozgrywek?
Łukasz Kwiatkowski: - Faktycznie, już na początku sezonu prysły plany. Później, w trakcie sezonu staraliśmy się jakoś nadrabiać te straty. Jednak na dzień dzisiejszy nie mamy już szans na awans. Jaka jest tego przyczyna? Myślę, że bardzo bolące porażki 1-5 punktami. To wynika głównie z braku doświadczenia. Nie mamy w zespole też typowego rozgrywającego. A dobra ''jedynka" to jest podstawa tego, aby bić się o najwyższe cele. Jak mówię, brakuje nam także doświadczenia, w drużynie jest wielu młodych zawodników. Ambicja ambicją, ale w koszykówce potrzeba też troszeczkę tego doświadczenia.
W poprzednim sezonie, w ekipie z Pruszkowa bardzo dobrze z roli rozgrywającego wywiązywał się Marcin Ecka, który obecnie broni barw Znicza Jarosław. Na pewno taki gracz przydałby się waszej drużynie...
- Oczywiście, że przydałby się. W zeszłym sezonie bardzo dobrze współpracowało mi się z Marcinem. Szczególnie wysocy gracze mieli z niego dużo pożytku. Na pewno Marcin w tym sezonie byłby bardzo przydatny drużynie. Ale stało się, tak jak się stało. Marcin w bieżącym sezonie gra w Jarosławiu.
Trener i włodarze klubu mocno byli zawiedzeni postawą zespołu (siedem porażek w pierwszych ośmiu kolejkach - przyp. red.)?
- Tak, byli mocno zawiedzeni. Wiadomo, cel był jasno postawiony przed sezonem - walczymy o awans. Było to z góry powiedziane. Myślę, że do tej pory każdy, który otacza się wokół klubu jest zawiedziony. Ja także jestem zawiedziony naszą postawą w tym sezonie. Praktycznie nie mamy już szans na miejsce w czołowej ósemce. Zostały nam cztery spotkania do końca sezonu, będzie walczyć w nich o zajęcie 10 pozycji, żeby nie grać w rundzie play-out i utrzymać się bez dodatkowych gier. I to jest teraz najważniejsze.
W jednym z wywiadów, Tomasz Świętoński (przeszedł do ekipy rezerw Prokomu Trefla - przyp. red.) powiedział, że drużynie brakowało lidera. Czy Pan jest tego samego zdania?
- Myślę, że nie. Moim zdaniem, to cały zespół powinien być liderem. Pięciu zawodników przebywających na parkiecie powinno dzielić się piłką, jak to się nazywa. U nas tak jest, że w każdym meczu lider może być inny. Raz liderem może być Jakub Dłoniak, raz inny gracz. Moim zdaniem, drużyna przede wszystkim powinna mieć swój trzon. Jeden musi walczyć za drugiego.
Kilka tygodni po rozpoczęciu sezonu do drużyny dołączył skrzydłowy Michał Wołoszyn. Czy można powiedzieć, że po tym wzmocnieniu gra pruszkowian zmieniła się na lepsze?
- Uważam, że tak. Wiadomo, że Michał ma bardzo dobre warunki do gry. Myślę, że swoje umiejętności będzie coraz lepiej wykorzystywał z sezonu na sezon. Potrzebne były nam punkty w ataku, a wiadomo, że Michał jest bardzo dobrym strzelcem. Michał na treningach pracuje także bardzo ciężko nad obroną i to przynosi skutki jemu, jak i drużynie.
W trakcie sezonu doznał Pan kontuzji. Po tym urazie nie ma już śladu, czy odczuwa Pan jeszcze jakieś dolegliwości?
- Ja sam widzę po sobie, że nie jestem w optymalnej formie. Nie mogę być zadowolony ze swojej postawy. Jeszcze nie osiągnąłem tak dobrej formy, w jakiej byłem w ubiegłym sezonie. Wtedy to coś tam dawałem z siebie zespołowi. Chcę przynajmniej w minimalnym stopniu wrócić do tej dyspozycji, jaką miałem przed tą kontuzją. Ciężko pracuję i myślę, że te cztery mecze, które pozostały do końca rundy zasadniczej, pokażą, na co mnie stać. Bardzo chciałbym, aby zespół zakończył sezon na 10 lokacie i nie musiał już grać w rywalizacji play-out. Jeżeli będziemy musieli grać w play-outach, to także damy z siebie wszystko.
W ubiegłym sezonie I ligi, pruszkowska drużyna radziła sobie znacznie lepiej i miała nawet duże szanse na awans do półfinałów. Czego w bieżącym sezonie zespołowi brakuje, w porównaniu z minionym rokiem zmagań?
- W ubiegłym sezonie, zespół miał inne cele. Nie było tak hucznych zapowiedzi, że walczymy o ekstraklasę. Myślę, że w ubiegłorocznych rozgrywkach niektóre drużyny może trochę nas zlekceważyły, bo uważały, że grają z Pruszkowem walczącym tylko o utrzymanie. Jednak pokazaliśmy charakter i zanotowaliśmy ładną serię zwycięstw. To podbudowało nasz zespół. Mieliśmy w składzie Marcina Eckę, który prowadził grę. Bardzo dobrze dogrywał on piłki do wysokich graczy, czy do skrzydłowych. Poszliśmy z marszu, jak to się mówi. A w tegorocznych rozgrywkach brakuje nam niestety klasowego rozgrywającego. Myślę, że te przedsezonowe zapowiedzi o walce o awans trochę też nas zdeprymowały.
W jednym z wywiadów były już szkoleniowiec pruszkowian, Jacek Gembal powiedział, że nie jest Pan typowym środkowym, tylko wysokim skrzydłowym, który spełnia rolę centra? Zgadza się Pan z tą opinią?
- Tak. Mówiąc od początku, dzięki trenerowi Gembalowi zacząłem trenować grę w koszykówkę. Z trenerem poznaliśmy się w Tarnowie. Ja dysponuje dobrym rzutem, mogę dzięki temu celnie trafiać za trzy i trener to zauważył. Właśnie dzięki dobremu rzutowi mogę czasami na parkiecie grać jako skrzydłowy. Jednak w tym sezonie staram się grać już bliżej kosza. Ale, jak przytrafi się okazja, czy wolna pozycja, to oczywiście skorzystam i rzucę zza linii 6,25. Mówiąc potocznie, jestem "fałszywym centrem". Bardziej lubię grać na pozycji numer cztery.
Co się zmieniło w zespole po tym, jak stanowisko trenera drużyny objął Bartłomiej Przelazły?
- Myślę, że trener Przelazły mniej więcej ma taką samą koncepcję gry, co Jacek Gembal. Wiadomo, że Bartłomiej Przelazły jeszcze kilka miesięcy temu był asystentem trenera Gembala, także na pewno jakieś metody podpatrywał. Jak teraz trenerem jest Przelazły, mamy większą swobodę w grze. Więcej zawodników pojawia się na parkiecie, każdy dostaje swoją szansę. Przed sezonem, trener Gembal pokładał duże nadzieje w jednym z zawodników, który miał prowadzić naszą grę, jednak zawiódł się na nim. Tak, jak mówię, zmiana na stanowisku trenera, nie była dla nas jakąś wielką metamorfozą.