Przede wszystkim czuję się lepiej psychicznie - rozmowa z Sebastianem Grzesińskim, rozgrywającym Sokoła Łańcut

W styczniu do drużyny Mistrzów Podkarpacia dołączył były zawodnik Atlasu Ostrów Wielkopolski - Sebastian Grzesiński. Pod koniec sezonu zasadniczego postanowiliśmy zapytać rozgrywającego Sokoła Łańcut właśnie o zmianę barw klubowych w trakcie sezonu, ostatnie mecze ligowe oraz o kilka innych kwestii.

Natalia Kołodziej: Jeszcze do niedawna grałeś w ekstraligowym klubie - Atlas Stal Ostrów Wielkopolski. Co Cię skłoniło by przejść do Łańcuta?

Sebastian Grzesiński: Owszem byłem zawodnikiem Ostrowa Wielkopolskiego, ale to, że tam grałem to troszkę za dużo powiedziane. Zdarzało się, że grywałem. Szczególnie na początku sezonu, z czego oczywiście byłem bardzo zadowolony. Potem jednak sytuacja się trochę skomplikowała, a nić porozumienia pomiędzy mną a trenerem była coraz cieńsza. Natomiast to, że moja gra czy też gra Tomka Ochońko była spowodowana tylko i wyłącznie przymusowym przepisem gry młodego gracza dało się aż nadto odczuć. Wszystkie te przyczyny nie wpływały pozytywnie na moją psychikę i pewność siebie, więc stwierdziłem, że najlepiej będzie zmienić klub. Mimo wszystko jednak gra z bardziej doświadczonymi i lepszymi zawodnikami przez pół sezonu jest czymś, czego nikt mi nie odbierze. I chciałbym dodać, że to są właściwe powody mojego rozstania z klubem, wbrew innym "nieoficjalnym" informacjom, które się gdzieś tam ukazały i bardzo mnie rozbawiły. Pozdrawiam redaktora!

Czym różni się gra w Ostrowie Wielkopolskim od gry na Podkarpaciu?

- Przede wszystkim czuje się lepiej psychicznie. Poza tym dokładnością w wykonywaniu wielu elementów. W Ostrowie zwracano na to uwagę, co znacznie ułatwiało grę. Zawodnicy wiedzą jak się ruszać zarówno w obronie jak i w ataku, co sprawia, że gra jest trochę bardziej poukładana. No, ale jest to efekt doświadczenia, jakie posiadają i umiejętności, jakie nabyli. Tu zespół jest stosunkowo młody i wszystko przed nami. Powiedziałbym, że gra jest trochę bardziej siłowa, ale trafiłem tu na, paru zawodników, którzy wiele nie odstają.

Ze względu na chorobę nie mogłeś pomóc drużynie w meczu z Big Starem Tychy. Myślisz, że gdybyś grał wynik byłby inny?

- Myślę, że na pewno byłby inny, nie wiem tylko czy udałoby się wygrać. Ciężko odpowiedzieć na takie pytanie. Zawsze staram się by mój udział w grze powodował, że drużyna odnosi zwycięstwo. Zawsze mi na tym zależy, więc na pewno byłoby tak i w tym przypadku. Nie zawsze się jednak to udaje. Miałem jednak 40 stopni gorączki, więc chyba lepiej, że zostałem w domu.

Wróćmy jeszcze do spotkania z 21 lutego - mecz z Żubrami Białystok. Zabrakło Wam chyba wtedy troszeczkę szczęścia?

- Zabrakło nam przede wszystkim dobrej i twardej gry w obronie w pierwszej połowie. Szczęścia oczywiście również, bo ich przewaga topniała z każdą minutą w drugiej połowie i zabrakło naprawdę niewiele. Ale jak się chce zwyciężać tak ważne mecze, to trzeba grać od samego początku do samego końca. Wtedy można być zadowolonym z gry i nie usprawiedliwiać się brakiem szczęścia.

Porozmawiajmy teraz o derbach z Siarką Tarnobrzeg, które zakończyły się upragnionym zwycięstwem...

- W tym spotkaniu walka w obronie przede wszystkim w drugiej połowie dała efekt. Drużyna przeciwna nie potrafiła zdobyć punktów, a my wypracowaliśmy sobie dzięki temu kilka szybkich ataków, które tylko ich dobijały. Byliśmy zespołem i jak twierdzę od momentu, w którym tu przyszedłem tylko w ten sposób możemy wygrywać i to wygrywać z każdym. Nie jestem zadowolony z siebie, bo nie czuję się jeszcze najlepiej, ale jestem zadowolony ze zwycięstwa, bo był to bardzo ważny mecz.

Twoja gra w Sokole wygląda coraz lepiej. Planujesz zostać w Łańcucie na dłużej?

- Dziękuję, że tak sądzisz, ale do dobrej gry w moim wykonaniu trochę mi daleko. Ten sezon jest dość trudny dla mnie i jakoś ciężko jest mi dojść do poziomu, jaki bym chciał prezentować. Sezon zbliża się ku końcowi, a kiedy się to stanie to najpierw wrócę do domu i zrobię wszystko by w przyszłym sezonie grać tak jakbym chciał, lecz tego gdzie jeszcze nie wiem.

Na zakończenie chyba nie wypada nie zapytać o łańcuckich kibiców, którzy są z drużyną na dobre i na złe.

- W Ostrowie spotkałem się z jednymi z głośniejszych i bardziej oddanych kibiców w Polsce. Ale odkąd jestem tutaj to wiem, że to nie był wyjątek. Tutaj naprawdę kochają swoją drużynę i potrafią uskrzydlić. To szczęście grać dla takich fanów. Uwielbiam ten hałas, który tworzą i bardzo im za to dziękuję. Mówię tu oczywiście o klubie kibica, bo są też ludzie, którzy przychodzą na mecz i tylko czekają aż coś będzie szło źle, żeby móc kogoś wyzwać. Tacy niech lepiej siedzą w domu.

Komentarze (0)