[b]
WP SportoweFakty: Wraca pan jeszcze pamięcią do dwóch sezonów spędzonych w PGE Turowie Zgorzelec?[/b]
Thomas Kelati: Oczywiście. To był wspaniały czas w mojej karierze. Mój pierwszy sezon w Europie, który miał miejsce w Belgii, nie był udany. Nie pokazałem się z najlepszej strony, ale na szczęście dostrzegli mnie działacze PGE Turowa, którzy zaproponowali mi pracę. Trafiłem pod opiekę Saso Filipovskiego, który potrafił mnie wykorzystać. Polska to wyjątkowe miejsce dla mnie. To tam rozwinąłem swoje umiejętności.
Finały z Prokomem?
- Piękne wspomnienia, aczkolwiek zabrakło happy-endu. Prowadziliśmy w serii, ale ostatecznie mistrzostwo powędrowało do Sopotu. Siódmy mecz finałów był genialny. Do dzisiaj go pamiętam.
Co prawda minęło już ponad osiem lat, ale kibice wciąż pamiętają pana bójkę z Milanem Guroviciem.
- Też ją pamiętam. On mi wsadził palec do oka. Co tam się działo! Często sobie wracam do tych scen. Z perspektywy czasu zupełnie inaczej na to patrzę. To był finał. Każdy chciał wygrać i czasami przekraczał przepisy. Emocje są naprawdę wielkie. To była kapitalna rywalizacja między nami. Cieszę się, że było mi dane brać udział w takiej walce.
Później wyruszył pan w świat. Zwiedził kilka krajów. W którym czuł się pan najlepiej?
- Hiszpania. Bez dwóch zdań. Tam czułem się naprawdę komfortowo. Miałem możliwość gry w dużych klubach, które były ulokowane przy okazji w pięknych miejscach. Mam na myśli Walencję, Malagę i ostatnio Murcię, która co prawda nie jest położona nad morzem, ale to malownicze miejsce.
Rosja?
- Zaskoczyła mnie. Nieco obawiałem się tego miejsca, ale mam pozytywne wspomnienia. Mieszkałem w Moskwie, która przypadła mi do gustu. Podobnie mojej żonie. Miałem tam możliwość gry w Chimkach Moskwa. To świetny klub. Organizacja na najwyższym możliwym poziomie. Wszystko było dopięte na ostatni guzik.
Ostatnie lata spędził pan w Murcii. Podkreślał pan wielokrotnie, że dobrze czuł się w tym klubie. Dlaczego w takim razie nie został pan na dłużej?
- Sytuacja była dość prosta. Otrzymałem propozycję kontraktu na kolejny sezon, ale za znacznie mniejsze pieniądze. Nie chciałem się na to zgodzić, tym bardziej, że już w poprzednie wakacje poszedłem na rękę działaczom i obniżyłem swoją umowę. Razem ustaliliśmy, że rozchodzimy się i nie będziemy dłużej współpracować. Nie ukrywam, że po tym wydarzeniu myślałem nawet o zakończeniu kariery.
Dlaczego?
- Pamiętaj, że mam trójkę dzieci, które przyzwyczaiły się już do tego miejsca. Dla nich nie jest to komfortowa sytuacja, kiedy co roku zmienia się miejsce zamieszkania. Tym bardziej, że chodzą już do szkoły. Myśleliśmy o wyjeździe do Stanów Zjednoczonych, by tam kontynuowały edukację. Ale wówczas zadzwonił telefon z Polski...
Ze Zgorzelca?
- Dokładnie. PGE Turów Zgorzelec zadzwonił pierwszy z Polski. Rozmawialiśmy, byłem optymistycznie nastawiony do ewentualnej współpracy, tym bardziej, że ten klub wiele dla mnie znaczy. Niestety władze klubu przedstawiły mi ofertę, której nie mogłem zaakceptować. To była za słaba oferta.
Stelmet przedstawił znacznie lepszą propozycję?
- Stelmet jest w innej sytuacji. To klub, który od kilku lat gra na międzynarodowej arenie. Ma większe możliwości, także pod względem finansowym. Nie ukrywam, że nadal chciałem grać w pucharach europejskich. Cieszę się, że będę mógł grać dwa mecze w tygodniu.
Kibice ze Zgorzelca mają panu trochę za złe, że wybrał pan właśnie Zieloną Górę.
- Słyszałem o tym, że kibice nie do końca potrafią to zaakceptować. Niestety taki jest sport. To biznes. Podjąłem taką decyzję w uzgodnieniu z rodziną, która jest dla mnie najważniejsza. Ja mogę zapewnić każdego fana PGE Turowa, że dla tego klubu dałem naprawdę dużo.
Rozmawiał Karol Wasiek
ZOBACZ WIDEO: Kubot: W Pucharze Davisa takiego meczu jeszcze nie rozegrałem (źródło TVP)
{"id":"","title":""}