[b]
WP SportoweFakty: Nie ma co ukrywać, że nie będzie pan miał łatwego zadania w AZS-ie Koszalin. Potencjał zespołu nie jest za duży, zwłaszcza w ofensywie.[/b]
Piotr Ignatowicz: Jest ciężko. W tych sparingach męczymy się nieco w ataku. Poniekąd to wynika z faktu, że nie mieliśmy przez długi okres Jakuba Zalewskiego, który zmagał się z kontuzją. Weekendowy turniej w Słupsku był pierwszym po rehabilitacji. Na dodatek cały czas z treningów wyłączony jest Sławomir Sikora, więc mamy nawet problemy z graniem pięć na pięć. Potrzebujemy czasu na to, by uporządkować naszą grę w ofensywie.
Z jakich elementów gry jest pan zadowolony w tym momencie?
- Jestem zadowolony z obrony i energii, którą zawodnicy pozostawiają na parkiecie. Podoba mi się również fakt, że koszykarze walczą, biją się z najlepszymi. Myślę, że walka, determinacja będzie naszym dużym atutem w lidze. Na pewno przed nikim się nie położymy. Co prawda nie mamy głośnych nazwisk w zespole, ale mamy za to zawodników, którzy nie boją się nikogo. Z takimi ludźmi fajnie się pracuje.
Walki, zaangażowania tego tym zawodnikom odmówić nie można. Praktycznie w każdym sparingu dają z siebie wszystko.
- To prawda. Chłopacy pokazują, że warto walczyć i być zaangażowanym. To sprawia, że można postawić się każdemu rywalowi w TBL. Jedynie sparing z King Szczecin nam nie wyszedł. Rywale mocno nas zdominowali, ale nie ma co się oszukiwać, że oni dysponują bardzo silnym składem. Kilka elementów wymienili z poprzedniego sezonu i wyglądają na dzień dzisiejszy bardzo dobrze. Po pierwszej kwarcie praktycznie umarliśmy fizycznie. To był nasz jedyny słaby mecz w tym okresie przedsezonowym. Dopóki chłopcy mają siłę, to walczą do upadłego.
ZOBACZ WIDEO: Michał Materla przed hitową walką na KSW 36
W meczu z MKS-em Dąbrowa Górnicza zaskoczyliście obroną strefową, której do tej pory w okresie przedsezonowym w ogóle nie pokazywaliście.
- To prawda. Na treningach nie pracowaliśmy za dużo nad obroną strefową, ale całkiem nieźle to wyglądało podczas spotkania. W trzeciej kwarcie, gdy wyszliśmy strefą, to MKS zdobył zaledwie cztery punkty. To element, nad którym będziemy pracować.
Porozmawiajmy chwilę o poszczególnych zawodnikach. Pamiętam, jak rozmawialiśmy w Gdyni po meczu z Asseco. Wówczas miał pan sporo wątpliwości co do Remona Nelsona.
- Bo Remon Nelson był zagadką od samego początku. Jednak po kilku tygodniach jestem o niego spokojny. Fajny trafił nam się rozgrywający, który szuka gry z kolegami. Sam także potrafi wykończyć akcję. To samo mogę powiedzieć o Kennetcie. To są chłopcy, którzy chcą się uczyć i rozwijać.
Wiemy, że nie mieliście dużo środków na obcokrajowców. Mimo wszystko udało wam się znaleźć całkiem ciekawych zawodników. Jak udało się ich wyszukać?
- Nie jest tajemnicą, że mamy budżet, który zbliżony jest do ligowego minimum, czyli dwa miliony złotych. Jesteśmy w ostatniej czwórce zespołów z TBL. To jednak nie obliguje nas do tego, by się położyć i nic nie robić. Myślę, że szukaliśmy zawodników tam, gdzie większość trenerów w ogóle nie szuka.
Finlandia, Australia. Stamtąd trafili Nelson i Manigault.
- Bardziej mam na myśli uczelnie, z których wychodzą dani zawodnicy. Poza tym dużą rolę odegrały kontakty z zagranicznymi agentami. Staramy się z nimi rozmawiać i przekonywać, że AZS to dobre miejsce pracy dla perspektywicznych zawodników.
Czy skład AZS-u jest już zamknięty?
- Myślimy jeszcze o jednym zawodniku. Penetrujemy rynek, ale na pewno nie będzie to żadne głośne nazwisko. Być może będzie to chłopak "wykopany" znikąd. Zobaczymy, co uda się zrobić w tej kwestii.
Czy faktycznie AZS potrzebuje w tym momencie głośnych nazwisk? Klub trochę się sparzył na takich zawodnikach w latach ubiegłych.
- Uważam, że czasem warto dać szansę ludziom, którzy są po urazach albo na zakręcie. Mamy szczęście, że Remon i Kenneth do nas trafili, bo to są zawodnicy, którzy w przeszłości byli rekrutowani przez dobre uczelnie, ale później ich kariery nieco wyhamowały. Można takich graczy znaleźć, ale trzeba trochę pokombinować.
Rozmawiał Karol Wasiek