Do niedawna tylko liga NBA mogła poszczycić się kilkunastotysięczną widownią podczas spotkań amerykańskich zespołów. Na Starym Kontynencie taka frekwencja zdarzała się, aczkolwiek nieczęsto. Tym większy podziw budzi więc to, czego dokonali fani Partizana gromadząc się Belgrad Arena w liczbie kilkudziesięciotysięcznej. W czwartkowy wieczór każde miejsce w hali było zajęte, a liczba sprzedanych biletów mówiła jasno – 22567 osób, czyli nowy rekord Europy.
Po końcowym gwizdku niedowierzania nie byli w stanie ukryć nawet zawodnicy obu ekip. Szczególnie na twarzach graczy gospodarzy zdumienie mieszało się z olbrzymią satysfakcją. - To było szalone. Inaczej się nie da tego opisać. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego. Jako mały chłopiec marzyłem o takim meczu. W czwartek moje marzenia się nareszcie spełniły - stwierdził Jan Vesely, czeski środkowy Partizana. Jego kolega z zespołu, Novica Velicković dodał zaś - Pragnę szczerze podziękować tym dwudziestu dwóm tysiącom jako całości i każdemu z osobna. To było niewiarygodne. W pełni zgodny był z nimi eks-zawodnik belgradzkiego zespołu, a obecnie środkowy Panathinaikosu Ateny, Nikola Peković. - Pięknie, po prostu było pięknie. Fani Partizana są najlepsi w Europie i udowodnili to w czwartek.
Inny koszykarz "Koniczynek", a także były obrońca Partizana, Dusan Kecman również podkreśla niesamowitość całego zdarzenia. - Prawie dwadzieścia trzy tysiące fanów dopingowało nie siedząc, lecz stojąc na nogach przez całe czterdzieści minut! Jestem dumny i szczęśliwy, że mogłem być świadkiem i uczestnikiem tego historycznego meczu - powiedział doświadczony zawodnik, jednocześnie jednak zaznaczając - Atmosfera była ekscytująca. Jeśli miałbym porównać tą atmosferę z jakąś inną, to wskazałbym jedynie na halę OAKA w Atenach. Jest mniej więcej podobnie, z tym że w Belgradzie to było… po prostu nie mam słów.
Pomimo fantastycznej atmosfery, koszykarze Partizana wskazywali jednak inne szczegóły. - Na taką otoczkę brak słów. Mimo to nie jest łatwo grać przed taką publicznością, nawet jeśli wspiera cię ze wszystkich sił - zauważył Milenko Tepić. W bardzo bezpośredni sposób swoje zdanie wyraził Velicković. - Gdybym miał być szczery nie wiem gdzie gra się lepiej, czy w Pionir czy w Belgrad Arena. Chyba jednak ta pierwsza hala. Zgodny z nim pozostaje skrzydłowy stołecznego klubu, Petar Bozić. - Po raz pierwszy grałem w samym środku kotła, który został stworzony przez ponad dwadzieścia dwa tysiące ludzi. To uczucie jest fantastyczne, ale osobiście wole halę Pionir. Tam czuję się jak w domu, bo tam gramy od wielu, wielu lat. Tak czy siak, dziękuję naszym fanom. Zawsze marzyłem o czymś takim.