Pech Łukasza Diduszko przed startem ligi. "Energii to nie dodaje, ale w niedzielę wystąpię"

 / Łukasz Diduszko pozytywnie ocenia przygotowania Kinga Szczecin
/ Łukasz Diduszko pozytywnie ocenia przygotowania Kinga Szczecin

O sporym pechu przed startem PLK może mówić zawodnik Polpharmy, Łukasz Diduszko. Jeden z liderów Farmaceutów najpierw był chory, a gdy wrócił po kilkudniowej infekcji do treningów od razu rozciął łuk brwiowy.

Problemy starszego z braci rozpoczęły się przed tygodniem. Co prawda Łukasz Diduszko wystąpił jeszcze w pierwszym spotkaniu Tyskie Cup, w którym starogardzianie zmierzyli się z Polskim Cukrem Toruń, ale dzień później nie był w stanie z powodu choroby pojawić się już na parkiecie.

Trener Mindaugas Budzinauskas bardzo martwił się o zdrowie swojego koszykarza, a gdy ten wrócił do treningów od razu rozciął sobie łuk brwiowy, czego efektem było założenie sześciu szwów. Skrzydłowy Kociewskich Diabłów ma nadzieję, że na najbliższe pojedynki wyczerpał już swój limit pecha.

- Było ostatnio troszeczkę problemów - śmieje się Diduszko. - Wszystko zaczęło się od dwudniowej choroby, która dopadła mnie po meczu z Toruniem. Gdy wróciłem, to od razu na treningu kolejny uraz. Na pewno to nie dodaje mi energii, ale cieszę się, że będę mógł wystąpić w niedzielny meczu i to jest najważniejsze - podkreśla.

Kłopoty Diduszko nie są jedynymi starogardzian przed inauguracją rozgrywek, gdyż ponadto kilku zawodników Polpharmy jest przeziębionych. Mimo tego nikt nie myśli o odpuszczeniu pierwszego starcia nowego sezonu z Anwilem Włocławek. Gracze biało-niebieskich doceniają klasę przeciwnika, a najważniejsza według nich będzie zbiórka i gra pod koszem.

- Anwil to bardzo dobry zespół, ale wydaje mi się, że mają teraz większy potencjał pod koszem niż to było rok temu. Ich siła przeniosła się właśnie tam - analizuje rywala Łukasz Diduszko.  - Nie chcę oczywiście umniejszać ich obwodowym, bo są to zawodnicy na dobrym, równym poziomie, ale nie ma już gracza pokroju Jelinka. Trzeba na pewno bardzo też uważać, czy to na Hawksa, czy Chylińskiego, ale wydaje mi się, że główna walka rozwiąże się pod koszem - zapowiada.

Obie ekipy znają się dobrze, gdyż przed dwoma tygodniami zmierzyły się w finale Kasztelan Basket Cup. W szeregach starogardzian wszyscy są jednak zgodni, tamto towarzyskie spotkanie nie może odzwierciedlać potencjału obu drużyn. W niedzielę zapowiada się zupełnie inna, ale również wyrównana walka.

- Tamten mecz nie może oddawać pełnego obrazu - wspomina Diduszko. - Zarówno oni jak i my byliśmy po jednym spotkaniu i to drugie nie było już rozegrane tak na sto procent możliwości. Nie ukrywam jednak, że Anwil nas bardzo skarcił jeśli chodzi o zbiórki i widoczna była ta ich przewaga fizyczna - komplementuje rywala.

ZOBACZ WIDEO Krychowiak o swoim stylu. "Czy poprawiam fryzurę w przerwie? Nie mogę odpowiedzieć"

Źródło artykułu: