Włocławianie mieli stanowić wyzwanie dla MKS-u Dąbrowa Górnicza, tymczasem gospodarze wygrali bardzo pewnie, kontrolując wynik niemal od pierwszej sekundy spotkania.
- Wiedzieliśmy, że w Dąbrowie będą trudne warunki do grania i byliśmy przygotowani na to - przekonuje Igor Milicić. - Zdawaliśmy sobie również sprawę z tego, że MKS będzie mocno zmotywowany. My niestety nie odpowiedzieliśmy tym samym.
Chorwacki szkoleniowiec mógł mieć duże pretensje przede wszystkim do skuteczności. Jego podopieczni po trzech kwartach mieli na swoim koncie zaledwie 36 punktów i zupełnie nie radzili sobie z agresywną defensywą dąbrowian. Milicić znalazł jeszcze inny duży mankament. - Nie może być takiej sytuacji, że przegrywamy deskę 38:29, a w pewnym momencie meczu przewaga rywali była jeszcze większa - komentuje.
Rottweilery przebudziły się nieco w czwartej kwarcie, gdy wstrzelił się Tyler Haws. To jednak nie mogło wiele zmienić, bowiem straty były zbyt duże. - Zaczęliśmy grać dopiero w momencie, jak przegrywaliśmy już różnicą prawie 20 punktów. Wtedy nie było już większych szans, żeby wrócić - ocenia Milicić.
ZOBACZ WIDEO Słynni sportowcy na zdjęciach z dzieciństwa. Rozpoznasz ich?
- Taka sytuacja się powtarza, że zaczynamy grać w momencie, w którym mamy już wodę do gardła. Musimy to wszystko dokładnie przeanalizować dlaczego tak właśnie się dzieje - dodał.
Początek sezonu w wykonaniu Anwilu nie rzuca na kolana. Kandydaci do walki o pudło mają na swoim koncie dwie porażki (w Dąbrowie Górniczej i Starogardzie Gdańskim) i wygraną nad ekipą King Szczecin. Styl triumfu również jednak pozostawił wiele do życzenia.
Chcąc na poważnie myśleć o medalu na zakończenie sezonu, Anwil musi swoją grę poprawić i to diametralnie. - Na pewno nasza gra nie odpowiada temu, co chcemy grać - zakończył Milicić.