Do tej bardzo groźnej kontuzji doszło na początku lutego tego roku. Podczas jednego z meczów NBA Manu Ginobili został w tłoku podkoszowym przypadkowo trafiony w krocze. Od razu wywrócił się na parkiet, przeleżał tam minutę i zaraz z ręcznikiem na głowie udał się do szatni.
- Zwykle kiedy coś takiego się wydarzy, to trochę boli i po 2-3 minutach możesz znowu grać. Ale wtedy minęły trzy minuty, potem pięć, dziesięć, dwadzieścia, godzina, dwie, a ja nadal czułem ból! Pojechaliśmy więc do szpitala, żeby zrobić badanie rezonansem magnetycznym. Lekarze od razu orzekli, że potrzebuję natychmiastowej operacji - powiedział 39-letni Argentyńczyk, który zdobył z San Antonio Spurs cztery tytuły mistrza NBA.
Według lekarzy Ginobili miał pozostać poza grą przez miesiąc. Wrócił jednak do gry szybciej. Po zakończeniu sezonu podpisał nowy dwuletni kontrakt z drużyną z San Antonio - jedyną drużyną w jakiej grał w NBA.
- Oddałem swoje prawe jądro dla San Antonio Spurs! Mogę to powiedzieć głośno. Tak, mogę to powiedzieć, bo to prawda - zażartował w tym tygodniu w wywiadzie radiowym.
ZOBACZ WIDEO Żelazny: Decyzja o wyborze Bońka będzie zaskarżona (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Dziś Ginobili przyznaje, że z jego kroczem wszystko już w porządku. Dodał jednak, że już nigdy nie będzie czuł się na boisku tak pewnie jak wcześniej.
"Manu" nie musi się za to martwić o potomstwo. W 2010 roku jego żona Marianela urodziła mu bliźniaki, a trzy lata później został ojcem trzeciego dziecka.
Spurs rozpoczęli nowy sezon NBA od nadspodziewanie wysokiego zwycięstwa z faworyzowanymi Golden State Warriors (129:100). Następnie w czwartek, także na wyjeździe, pokonali Sacramento Kings (102:94).