Koszykarze PGE Turowa Zgorzelec byli w znakomitych humorach po końcowym gwizdku pojedynku z MKS Dąbrowa Górnicza. I nie można się im dziwić. Czarno-zieloni z jednego z najciekawiej zapowiadających się spotkań 4. kolejki PLK uczynili starcie jednostronne, którego triumfator był znany już po pierwszych dwudziestu minutach rywalizacji.
- Dobrze było wygrać to spotkanie. Wraz z trenerem i drużyną bardzo dobrze przygotowaliśmy się do tego meczu. Mieliśmy dużo energii po ostatniej porażce. Jesteśmy szczęśliwi ze zwycięstwa - mówił po meczu David Jackson, który zapisał na swoim koncie 10 punktów, 4 asysty i 3 zbiórki.
Amerykanin był tylko jednym z sześciu zawodników PGE Turowa, którzy zakończyli ten mecz z dwucyfrowym dorobkiem punktowym. Podopieczni trenera Mathiasa Fischera byli świetnie dysponowani w ataku. Już w pierwszej połowie trafili 8 na 11 oddanych rzutów z dystansu, a całe spotkanie zakończyli z 62,5-procentową skutecznością z gry. Tego samego nie można było jednak powiedzieć o przyjezdnych.
Zespół z Dąbrowy Górniczej był zagubiony wobec agresywnej obrony zgorzelczan. Gracze trenera Drażena Anzulovicia nie potrafili choć na chwilę przejąć inicjatywy, a indywidualne szarże najczęściej kończyły się niepowodzeniem.
- PGE Turów wykorzystał to, co my mieliśmy zrobić w tym meczu, a nie wykonaliśmy tego wcale, czyli nie pozwolić drużynie ze Zgorzelca rzucać z otwartych pozycji, a także grać zespołowo, myśleć w ataku oraz kontrolować piłkę. Jak widać w statystykach, gospodarze trafili 13 z 21 oddanych rzutów z dystansu, a my popełniliśmy aż 24 straty - ubolewał Piotr Pamuła, który również zawiódł. 26-latek w ciągu nieco ponad 28 minut gry zapisał na swoim koncie zaledwie 5 punktów, przestrzelając wszystkie trzy oddane rzuty z dystansu.
[color=black]ZOBACZ WIDEO Żelazna dyscyplina i upór - to klucz do sukcesu młodych łyżwiarzy figurowych (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
[/color]