Cała stolica czeka na PLK. Łukasz Pacocha wierzy w Legię Warszawa

Materiały prasowe / Marcin Bodziachowski / Na zdjęciu: Łukasz Pacocha (z piłką)
Materiały prasowe / Marcin Bodziachowski / Na zdjęciu: Łukasz Pacocha (z piłką)

Dla koszykarskiej Legii liczy się w tym sezonie tylko awans do PLK. Mimo kilku porażek, Łukasz Pacocha uważa, że nie ma powodu do niepokoju. - Według mnie w I lidze przewaga parkietu praktycznie nie istnieje - mówi rozgrywający.

WP SportoweFakty: Legia Warszawa wróciła już na właściwe tory?

Łukasz Pacocha: Myślę, że tak. Zmieniliśmy pewne rzeczy w naszej grze. Oprócz tego wróciło zdrowie do naszego zespołu, gdyż problemy z kontuzjami nas nie omijały. Doszedł do nas również nowy zawodnik (Mateusz Jarmakowicz - przy. J.A) i pracujemy nad tym, aby nasza forma była stała. Wyniki ostatnio są dobre, więc jesteśmy na właściwej drodze.

[b]

Kontuzje nie omijały również Łukasza Pacochy. Jest pan już w 100 procentach zdrowy?[/b]

- Można powiedzieć, że wszystko wróciło do normy. Czuję się coraz lepiej, ale cały czas pracuje nad siłą, gdyż z powodu przerwy w treningach trochę mi jej brakuje.

Wygraliście trzy mecze z rzędu, ale ogólny bilans 8 zwycięstw i 4 porażek chyba nie jest waszym spełnieniem marzeń?

- Na pewno nie jest spełnieniem marzeń, ale nie chcę patrzeć przez ten pryzmat. Bardziej interesuje mnie nasza forma i jak się zachowujemy na boisku. Nie ważne czy na koniec rundy zasadniczej będziemy na 1 lub na 4 miejscu. Najważniejsza jest forma w trakcie play-offów, które wszystko zweryfikują.

A nie boli was, że ewentualna przewaga parkietu trochę ucieka?

- Nie boli. Według mnie w I lidze przewaga parkietu praktycznie nie istnieje. Poprzednie play-offy to udowodniły, a w przeszłości wiele było takich przypadków. Nie ma to dla nas żadnego znaczenia. Na dodatek mam wrażenie, że na wyjazdach gramy lepiej niż u siebie.

ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: nie myślę o końcu kariery, mogę grać nawet przez 10 lat

Z czego to może wynikać?

- Ciężko mi to wyjaśnić. Na pewno brakuje nam u siebie skuteczności. Jest to trudne to wytłumaczenia, ale mocno pracujemy, aby to zmienić. Ostatnio wygraliśmy u siebie z mocnym przeciwnikiem, jednak nasza skuteczność jeszcze nie była taka, jaką byśmy sobie życzyli. Na szczęście obrona była już lepsza.

Czyli grudzień zapowiada się dla was znakomicie, gdyż macie trzy spotkania na wyjeździe.

- Dokładnie. Założenie jest takie, aby wygrać wszystkie trzy mecze i spokojnie spędzić święta. Będziemy mieli w tym okresie więcej czasu, aby udoskonalić pewne rzeczy na treningach. Nową rundę chcemy rozpocząć dużo lepiej niż pierwszą.

Wydaje się, że najtrudniejszy będzie dla Legii najbliższy mecz, gdyż w Tychach GKS bywa nieobliczalny. Zgodzi się pan?

- W lidze nikt nie jest obliczalny. My chcemy koncentrować się na swojej grze. Musimy grać naszą koszykówkę, gdyż każda drużyna na własnym parkiecie jest groźna. Nie chcemy już zaliczyć żadnych wpadek i jedziemy do Tychów tylko po zwycięstwo.

Pojawia się w waszej szatni temat "Co się stanie, jeśli znowu nie awansujemy"?

- Kompletnie o tym nie myślimy. Najważniejszy jest dla nas sobotni mecz, a potem kolejne spotkania, które nas czekają. Przygotowaliśmy się do sezonu bardzo ciężko. Byliśmy pod opieką trenera od przygotowania fizycznego i to na pewno przyniesie efekty w maju. Ostatnio kontuzje nas nie omijały i to był nasz największy problem. Życzyłbym sobie, abyśmy w nowym roku nie musieli się z tym zmagać. Wtedy o wynik Legii będę już spokojny.

Rozmawiał Jakub Artych

Komentarze (0)