- Ja gotuję kolejne "trójki", a kibice świetnie się przy tym bawią - sprzedaje swój przepis na udane widowisko Michael Hicks, który jest zdecydowanie najbarwniejszą postacią Polpharmy Starogard Gdański. Trudno sobie wyobrazić zespół Kociewskich Diabłów bez amerykańskiego strzelca, który w lutym otrzymał polski paszport.
W sobotę Hicks był MVP meczu z Miastem Szkła Krosno. Koszykarz w ciągu 28 minut spędzonych na parkiecie zdobył 23 punkty, trafiając aż 7 z 13 rzutów z dystansu!
33-letni zawodnik celebrował każde trafienie w wyjątkowy sposób. Niczym James Harden pokazywał kibicom, że przyrządzą właśnie potrawę.
- Jestem dobrym strzelcem. Trenuję ciężko i są tego efekty. Lubię dawać naszym fanom dużo radości. Przecież mecz to ma być show, o którym wszyscy mają później wspominać. Wierzę, że w sobotę kibice dobrze się bawili - podkreśla Hicks, który nie zgadza się z opinią, że był to dla niego najlepszy mecz w sezonie.
ZOBACZ WIDEO Dawid Kubacki: Nie będę zrzucał tego na warunki
- Najlepiej zagrałem w Lublinie - nieco zmartwiony przyznaje. Jego smutek jest zrozumiały, bo po tamtym spotkaniu doszło do feralnego starcia z kibicem, za które wraz z Anthonym Milesem zostali zdyskwalifikowani.
- Nie chcę już do tego wracać. Było, minęło - podkreśla.
Przez dwa tygodnie ciężko pracował. Nie mógł grać. To go frustrowało, bo zespół w tym czasie przegrał z King Szczecin i MKS-em Dąbrowa Górnicza. W meczu z Miastem Szkła Krosno udowodnił, że wciąż jest wartościowym graczem, który wiele znaczy dla Polpharmy Starogard Gdański.
- Byłem głodny gry. Przez dwa tygodnie mogłem tylko trenować i to mnie frustrowało. Wiedziałem, że drużynie nie idzie ostatnio i myślałem tylko o tym, żeby wróciła na zwycięską ścieżkę. Udało się - zaznacza Hicks.