W niedzielnym meczu jedenastej kolejki Polskiej Ligi Koszykówki Rosa musiała mocno się namęczyć, aby pokonać Asseco. Młody zespół z Gdyni przez pełne cztery kwarty był równorzędnym rywalem dla wicemistrzów Polski, a na niespełna 2,5 minuty przed końcową syreną prowadził nawet 64:61. Wtedy jednak górę wzięło większe doświadczenie radomskiej drużyny.
Przyjezdni z ogromnym niedosytem opuszczali więc halę MOSiR. Podobnie czuli się na początku grudnia, gdy minimalnie ulegli innemu faworytowi rozgrywek, mistrzowi Polski z Zielonej Góry (80:82). Pechowo ulegli także na wyjeździe Anwilowi Włocławek (79:81).
- Drugi raz w końcówce brakuje nam koncentracji. Myślę, że w przekroju całego meczu bardzo fajnie walczyliśmy, staraliśmy się grać razem, ale dla niektórych zawodników to jeszcze nie jest ten poziom, aby w końcówkach postawić dobrą zasłonę lub pobiec w dobrym momencie - powiedział na konferencji prasowej Przemysław Frasunkiewicz.
Na trzy sekundy przed zakończeniem zawodów piłkę Filipowi Matczakowi zabrał Michał Sokołowski. - Nie mówię tutaj o akcji Filipa, bo został wpuszczony "na minę" przez to, że czegoś nie dopilnowaliśmy i stąd ta strata. W czterech nie da się wygrać meczu. Pozostali zawodnicy muszą się bardziej skupić i zacząć grać dla drużyny, a nie tylko dla siebie - podkreślił trener ekipy z Trójmiasta.
ZOBACZ WIDEO: Wojciech Fortuna: zrozumiałem, że w Zakopanem nie ma dla mnie miejsca