Po dwudziestu minutach rywalizacji z BM Slam Stalą Ostrów Wielkopolski koszykarze PGE Turowa Zgorzelec przegrywali aż 27:47. Byli mistrzowie Polski trafili w tym czasie tylko 10 z 29 oddanych rzutów z gry, pozwalając gospodarzom na dziewięć celnych trójek z czego aż cztery padły łupem doświadczonego Szymona Szewczyka.
- Stal bardzo dobrze ruszała piłkę, świetnie trafiała za trzy na poziomie 47 procent i dlatego też wygrała ten mecz. Wydaje mi się, że w drugiej połowie graliśmy lepiej w obronie - komentował trener zespołu z przygranicznego miasta Mathias Fischer.
Po przerwie zgorzelczanie faktycznie zaczęli grać agresywniej. Za sprawą skutecznego Michała Michalaka i Denisa Ikovlevla przyjezdni byli w stanie zmniejszyć straty nawet do zaledwie czterech punktów (65:69). W decydujących akcjach obrona czarno-zielonych ponownie nie była jednak w stanie zatrzymać zarówno Marca Cartera (14 punktów), jak i Łukasza Majewskiego.
- Nasza defensywa stała, ale za późno się obudziliśmy. Mecz przegraliśmy w pierwszej połowie, kiedy to pozwoliliśmy rywalom zdobyć zbyt dużo punktów - dodawał szkoleniowiec PGE Turowa.
ZOBACZ WIDEO Villarreal - Barcelona: sędzia nie ustrzegł się błędów [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Gracze zespołu znad Nysy Łużyckiej zostali znokautowani przede wszystkim w dwóch niezmiernie istotnych elementach koszykarskiego rzemiosła: zbiórkach, które przegrali aż 32:45 oraz asystach (5:21).
- Daliśmy ciała w pierwszej połowie. Byliśmy za mało agresywni, rywale trafiali otwarte rzuty i stąd zrobiła się taka przewaga - analizował natomiast rzucający PGE Turowa Zgorzelec Bartosz Bochno.
Dla PGE Turowa Zgorzelec była to już trzecia porażka z rzędu w rozgrywkach PLK. Czarno-zieloni z bilansem 8-6 zaczynają się plasować w środku tabeli, choć jeszcze tak niedawno byli w jej czołówce. A kolejny rywal będzie jeszcze bardziej wymagający - do Zgorzelca przyjedzie wicemistrz Polski Rosa Radom.