Mecz w Zgorzelcu zakończył się dla Rosy Radom wraz z początkiem pierwszej połowy. Choć wicemistrzowie Polski w ciągu pierwszych dwudziestu minut rywalizacji grali skutecznie, prowadząc na początku nawet 16:6, to w drugiej połowie dali się całkowicie zdominować drużynie PGE Turowa. W decydującej trzeciej kwarcie goście zdołali zdobyć zaledwie 11 punktów.
- Gratulacje dla trenera Mathiasa Fischera i PGE Turowa Zgorzelec za zwycięstwo, a w szczególności za drugą połowę. My zagraliśmy w drugiej połowie słabo, a w pierwszej nie wykorzystaliśmy swoich szans - mówił po końcowej syrenie wyraźnie podłamany trener Wojciech Kamiński.
Szkoleniowiec Rosy ma wiele powodów do przemyśleń. W drugiej połowie PGE Turów prowadził już różnicą 14 punktów. Słabej gry podkoszowych, Kirka Archibeque’a i Urosa Nikolicia, nie potrafił wykorzystać Darnell Jackson, a ponadto po raz kolejny niewidoczny w ataku był Michał Sokołowski.
- Myślę, że ta pierwsza połowa, gdzie powinniśmy wypracować sobie korzystną sytuację, zaważyła na tym, że do końca było nerwowo. Później daliśmy się przełamać i nie mieliśmy już w tym meczu odpowiedzi - analizował Robert Witka, nawiązując do serii 13:2 w wykonaniu PGE Turowa zaraz na początku trzeciej kwarty.
ZOBACZ WIDEO Dakar: od La Paz do... Krakowa. Jaki to był rajd? (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":""}
Dla Rosy była to już piątka porażka w siedmiu rozegranych dotąd meczach na wyjeździe. Z bilansem 8-7 wicemistrzowie Polski znajdują się dopiero na ósmym miejscu w tabeli PLK.
- Gdy jesteśmy w komfortowej sytuacji i wszystko jest w naszych rękach, to gramy nieodpowiedzialnie i popełniamy proste błędy. Są to takie błędy, które stwarzają przeciwnikowi możliwość zdobycia bardzo łatwych punktów w bardzo szybkim czasie. To jest nasza bolączka od początku sezonu i staramy się nad tym pracować. Cały czas nie jest tak, jak powinno być - skwitował Robert Witka.