Emocje w Tychach. Sokół wygrał dopiero po dogrywce

Materiały prasowe / Sebastian Maślanka / Na zdjęciu: koszykarze Sokoła Łańcut
Materiały prasowe / Sebastian Maślanka / Na zdjęciu: koszykarze Sokoła Łańcut

Ekipa z Podkarpacia fatalnie rozpoczęła starcie w Tychach, ale dzięki cierpliwości i doświadczeniu odrobiła straty. GKS był bliski sukcesu, ale Sokół wygrał po dogrywce 86:84 i wciąż jest liderem.

Wiele wskazywało na to, że może to być najtrudniejszy mecz dla gości z Podkarpacia w ostatnich tygodniach. W pierwszej rundzie Sokół nie bez kłopotów wygrał 79:74, a doświadczona ekipa z Tychów znacznie lepiej czuje się na własnym parkiecie. Do starcia z liderem koszykarze GKS-u wygrali u siebie siedem razy, a polegli zaledwie raz. Łańcucianie równie dobrze prezentują się na wyjazdach, gdzie przegrali tylko z nieobliczalną ekipą z Radomia.

Zespół prowadzony przez Dariusza Kaszowskiego niezależnie od wyniku mógł być pewny tego, że wciąż będzie liderem zaplecza ekstraklasy. Początek meczu potwierdził to, ze gospodarzy stać na grę na wysokim poziomie. Gdy za trzy celnie przymierzył Wojciech Barycz, tyszanie szybko objęli prowadzenie 10:0. Sokół pierwsze punkty zdobył dopiero po czterech minutach i w premierowej odsłonie zupełnie nie mógł znaleźć sposobu na rywala. Ten fragment GKS wygrał 13 "oczkami" i dał jasny sygnał, ze stać go na niespodziankę.

Sytuacja zaczęła się faworytowi wymykać mocno spod kontroli, gdy po rzucie Radosława Basińskiego gospodarze prowadzili aż 31:13. Ciężar odpowiedzialności na swoje barki wziął jednak Sebastian Szymański, który jak się później okazało został bohaterem gości i zaliczył swój najlepszy występ w sezonie. Rozgrywający do przerwy zdobył 13 punktów i dał sygnał do odrabiania strat. Na półmetku Sokół wciąż przegrywał, ale już tylko 34:41.

Goście przełamali się i pokazali, jaki potencjał drzemie w liderze ligi. Łańcucianie zanotowali szybki run 8-0 i już w połowie trzeciej odsłony wyszli na prowadzenie. Od tego momentu mecz się wyrównał i trzymał w napięciu do końca. Ekipa z Tychów po słabszym momencie znów doszła do głosu i przed ostatnimi 10 minutami prowadziła czterema punktami.

ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: moje życie pokazuje, że niemożliwe nie istnieje

Ostatnia kwarta to wojna nerwów i walka punkt na punkt. Dla Sokoła był to być może najtrudniejszy mecz w sezonie, a ambitnie walcząca ekipa gospodarzy sprawiła faworytowi mnóstwo problemów. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka, w której klasą sam dla siebie był Sebastian Szymański. Podopieczny trenera Kaszowskiego w krótkim odstępie czasu trzy razy celnie trafił z dystansu. GKS doprowadził jeszcze co prawda do wyrównania za sprawą Huberta Mazura, ale ostatnie słowo należało do gości, którzy wygrali 86:84.

Najwięcej punktów dla Sokoła zdobył Szymański - 27. Kolejne bardzo dobre zawody rozegrał Marcin Sroka, który zapisał na swoim koncie double-double w postaci 12 "oczek" i 12 zbiórek. W szeregach gospodarzy na ciepłe słowa zasłużył duet Marcin Kowalewski - Hubert Mazur, który zdobył 41 punktów.

Goście wygrali, mimo że zanotowali tylko 10 asyst przy aż 21 GKS Tychy. Lider 1. ligi był jednak skuteczniejszy i wygrał walkę o zbiórki (40:36).

GKS Tychy  - Max Elektro Sokół Łańcut  84:86 (21:8, 20:26, 14:17, 16:20 d. 13:15)
GKS

: Kowalewski 21, Mazur 20, Basiński 12, Bzdyra 10, Zub 8, Barycz 5, Szpyrka 4, Deja 2, Piechowicz 2.

Max Elektro Sokół
: Szymański 27, Czujkowski 20, Koszuta 14, Sroka 12, Kulikowski 6, Klima 4, Balawender 3, Czerwonka 0, Krajniewski 0.

Źródło artykułu: