[b]
WP SportoweFakty: Warto było wrócić do Stelmetu BC Zielona Góra?[/b]
Vladimir Dragicević: Tak, jak najbardziej. Co prawda nie planowałem tego, ale życie napisało swój scenariusz. Po raz kolejny przekonałem się, że nie warto niczego planować, bo wszystko może obrócić się o 180 stopni. Myślę, że na końcu wszyscy są jednak zadowoleni z tego ruchu - klub, moja rodzina, kibice.
Muszę o nich wspomnieć, bo oni robią świetną robotę. Czuję ich wsparcie każdego dnia. W poprzednim roku, gdy grałem w Ankarze to mało kto wiedział o istnieniu drużyny koszykarskiej. Ludzie nie przychodzili na mecze i była smutna atmosfera. W Zielonej Górze jest głośno na każdym spotkaniu. Czuć miłość do koszykówki.
Jak do tego doszło, że trafił pan do Stelmetu BC Zielona Góra?
- Zacznę od tego, że w wakacje miałem sporo problemów rodzinnych i nie koncentrowałem się na koszykówce. Czas leciał nieubłaganie, kluby składały mi kolejne propozycje, ale ja je odrzucałem. Większość z nich była z Turcji, a ja nie chcę tam grać.
Dlaczego?
- W zeszłym roku miałem bardzo traumatyczne przeżycia. Byłem świadkiem wybuchu, w którym zginęło ponad 100 osób. To wszystko działo się niedaleko mojego domu. Rodzina nie czuła się tam bezpiecznie. Ja zresztą też nie mogłem się skupić na koszykówce w 100 procentach, więc postanowiłem, że nigdy już w Turcji nie zagram, chociaż oferty przed tym sezonem miałem dość ciekawe...
[b]
Które kluby były zainteresowane?[/b]
- Miałem np. propozycję z Pinaru Karsiyaki Izmir. Była to intratna oferta, ale bałem się wracać do Turcji.
To prawda, że rozważał pan zakończenie sezonu?
- Tak. Był taki moment, że zacząłem poważnie rozmyślać nad sensem dalszej kariery. Nie był to mój najlepszy okres w moim życiu - ojciec miał poważne problemy ze zdrowiem i przede wszystkim koncentrowałem się na tym, by mu pomóc. Gdy sytuacja została opanowana to wróciłem do szukania ciekawych opcji dla mnie i rodziny. Trafił się Stelmet BC. Czasem się zastanawiam, co by było, gdybyś do mnie nie napisał i nie zapytał o możliwość powrotu do Zielonej Góry. Przyczyniłeś się do tego transferu (śmiech).
ZOBACZ WIDEO Niespodziewany remis mistrza Włoch. Zobacz skrót meczu Udinese - Juventus [ZDJĘCIA ELEVEN]
Ludzie w żartach zaczęli mnie nazywać pana agentem.
- Też to słyszałem. Cieszę się, że sprawy w ten sposób się potoczyły. Jestem bardzo zadowolony z faktu, że znów jestem w Zielonej Górze.
Długo trwały negocjacje z Januszem Jasińskim?
- Szybko się dogadaliśmy. Zajęło to nam 20 minut. Janusz Jasiński zapytał mnie: naprawdę chcesz dla nas znów grać? Odpowiedziałem twierdząco i to by było na tyle. Finansowo wielkich rozbieżności nie było.
[b]
Kibice byli zaskoczeni pana transferem, bo podobno pana ostatnia przygoda z klubem nie zakończyła się w najlepszy sposób. Tak było?[/b]
- Wiem, widziałem te opinie. Już tłumaczę skąd one się wzięły. Przegraliśmy finał z PGE Turowem - nie byłem sobą w tych meczach. Grałem poniżej pewnego poziomu, do którego przyzwyczaiłem kibiców. Na miesiąc przed zakończeniem sezonu moja rodzina musiała opuścić Polskę i czułem się bardzo samotnie. Nie potrafiłem się odnaleźć w nowej sytuacji. Moja forma drastycznie spadła.
Miał pan konflikt z trenerem Uvalinem?
- Nie, miałem dobre relacje z trenerem przez cały sezon. Wiadomo, że Mihailo Uvalin ma trudny charakter, ale potrafiliśmy się dogadać, porozumieć się w kwestiach koszykarskich.
O panu można powiedzieć to samo: zawodnik z trudnym charakterem. Niektórych denerwuje pana wymachiwanie rękami w trakcie meczu, zrzucanie odpowiedzialności na kolegów za złe zagrania. Jak to jest z Vladimirem Dragiceviciem?
- No dobra, muszę się z tobą zgodzić. Kiedyś faktycznie za często wymachiwałem rękoma, miałem do wszystkich pretensji. Teraz się zmieniłem. Jestem starszym, bardziej doświadczonym koszykarzem. Uspokoiłem się. Chyba dzieci tak na mnie działają (śmiech). Warto jednak pamiętać o tym, że każdy z nas jest człowiekiem, ma swoje plusy i minusy. Ja pochodzę z Bałkanów, a tam ludzie nauczeni są tego, że do każdej pracy trzeba podchodzić z charakterem. Ja też taki jestem. Poza tym kocham wygrywać. A jeśli coś nie idzie po naszej myśli, mówię o drużynie, to zaczynam się denerwować i wtedy ten bałkański charakter wychodzi (śmiech).
Ile jeszcze lat zamierza pan grać w koszykówkę?
- 2-3 lata. Nie dłużej. Jestem rodzinnym człowiekiem i chcę poświęcać więcej czasu moim dzieciom, które dorastają i potrzebują ojca.
Rozmawiał Karol Wasiek