To oznacza, że w niedzielnym starciu, które odbędzie się również na wyjeździe, GKS nie ma już nic do stracenia. Musi rzucić wszystkie siły, żeby przedłużyć sezon i stoczyć w środę decydujący bój na własnym parkiecie. - Powiedzieliśmy sobie, że w niedzielę jest kolejne spotkanie. O tym trzeba już zapomnieć i wyciągnąć wnioski. Czeka nas prawdziwa wojna - zapowiedział trener Tomasz Jagiełka.
Czy tak się stanie? Play-offy I ligi są jeszcze bardziej nieprzewidywalne niż sezon zasadniczy. Drużyny rozgrywające kolejne mecze w odstępie niespełna doby potrafią zaprezentować się zupełnie inaczej. Nic więc nie zdziwi. Bardzo prawdopodobna jest zacięta rywalizacja i emocjonująca końcówka. Mecz może się jednak tak ułożyć, że jeden z zespołów osiągnie wyraźną przewagę i wtedy wielkiej wojny nie będzie lub zakończy się ona błyskawicznie.
W sobotę tak się właśnie stało po drugiej kwarcie wygranej przez gospodarzy 29:13, choć prawie do końca nie można było stwierdzić, że mecz już się rozstrzygnął. - Gratuluję zwycięstwa Spójni. My niestety przespaliśmy drugą kwartę. Oddaliśmy inicjatywę w ataku na korzyść gospodarzy. To zdecydowanie ustawiło ten mecz - przyznał szkoleniowiec GKS-u.
Już od końcówki pierwszej odsłony miał on sporo pretensji do swoich podopiecznych za konkretne sytuacje i ustawianie się w defensywie. Zwracał uwagę na poczynania Marcina Dymały, który oddał 21 rzutów z gry a trafił 12. - Błędne decyzje w ataku plus brak realizowania założeń w defensywie spowodowały, że Spójnia złapała swój rytm. Rozkręciła się i potem brakło nam ewidentnie już siły, żeby nadgonić - ocenił Tomasz Jagiełka.
ZOBACZ WIDEO: Katarzyna Kiedrzynek: Trener reprezentacji mnie zszokował, łzy poleciały mi z oczu