Usłyszał gwizdek i chciał oddać piłkę sędziemu. Kamil Łączyński znów zapewnia wygraną Anwilowi

Rzut Kamila Łączyńskiego na 30 sekund przed końcem praktycznie zapewnił zwycięstwo Anwilowi Włocławek w spotkaniu z Energą Czarnymi Słupsk (71:68) w ćwierćfinale PLK. Polak kolejny raz w tym sezonie udowadnia, że jest graczem na duże mecze.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
WP SportoweFakty
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Amerykanie mówią na takie rzuty "dagger".

Kamil Łączyński, rozgrywający Anwilu Włocławek: Wiem, że ludzie będą mówić o tym rzucie, ale na zwycięstwo zapracowała cała drużyna. Świetnie grali Jaramaz, Washington, a w samej końcówce ważną piłkę dobił Josip Sobin. Cieszy fakt, że potrafiliśmy się podnieść, mimo że przegrywaliśmy już różnicą sześciu punktów. Pokazaliśmy, że jesteśmy charakterną drużyną.

Czy to prawda, że przed tym rzutem usłyszał pan gwizdek i chciał przekazać piłkę sędziemu?

Tak. Byłem przekonany, że trzeba się zatrzymać i podarować piłkę sędziemu. Chciałem to zrobić, ale coś mnie powstrzymało. Dobrze, że nie zrobiłem błędu podwójnego kozłowania, bo to by były dopiero koszykarskie jaja.

ZOBACZ WIDEO Wielka radość w Trei, Cucine Lube po raz czwarty w historii siatkarskim mistrzem Włoch

Dość skromnie mówi pan o swoim wkładzie w zwycięstwo, a prawda jest taka, że kolejny raz w tym sezonie zapewnia pan zwycięstwo Anwilowi po dramatycznej końcówce. Dla trenera Frasunkiewicza był pan nawet MVP rundy zasadniczej.

Bardzo mu za to dziękuję. Ja staram się robić swoje. Każdy ma swoją ocenę mojej gry. Niektórzy będą doszukiwali się błędów, inni będą wychwalać. To normalne, przyzwyczaiłem się do tego.

Nie ukrywam, że staram się w tym sezonie pokazać, że mogę być pierwszą "jedynką" Anwilu Włocławek. Myślę, że w rundzie zasadniczej udowodniłem, że mamy spory wpływ na grę zespołu. Dzięki ciężkiej pracy znalazłem się w tym miejscu. Trener Milicić mi ufa, co ma duży wpływ na moje występy.

Wygraliście 71:68, ale trzeba wlać łyżkę dziegciu. Dlaczego zostawiliście rywalom tyle miejsca na obwodzie?

To prawda - rywale mieli za dużo miejsca na obwodzie. Wynika to stąd, że Paweł Leończyk musiał kryć Davida Kravisha, który miał nad nim przewagę. Staraliśmy się pomagać Pawłowi, być blisko niego. Jednocześnie musieliśmy być czujni na dystansie, bo tam w rogach czekali Goods, Cesnauskis i Surmacz. Myślę, że 2-3 nasze błędy polegały na tym, że za bardzo cofnęliśmy się w pole trzech sekund. Powinniśmy stanąć bardziej na zewnątrz i dać szansę Pawłowi w akcjach jeden na jeden z Kravishem. Przeanalizujemy całą sytuację i będziemy mądrzejsi w czwartek.

Dlaczego ta seria jest tak trudna dla Anwilu Włocławek?

Ludzie pewnie odbiorą to na swój sposób, ale w tym ćwierćfinale spotkały się dwie wyrównane drużyny. Energę Czarnych bardzo trudno powstrzymać w ataku. Mają sporo atletycznych, ale i doświadczonych zawodników, którzy wiedzą, jak grać w koszykówkę na wysokim poziomie. To że wylądowali dopiero na ósmym miejscu jest wynikiem różnych zawirowań w trakcie sezonu. Ta seria pokazuje, jak runda zasadnicza była wyrównana. Nie wolno ekip z miejsc 6-8 skreślać i lekceważyć. Nam nieco pokrzyżowała szyki kontuzja Michała Chylińskiego, który był bardzo ważnym zawodnikiem w zespole. Jego brak zmienił nieco rotację.

Jakiego meczu spodziewa się pan w czwartek?

Będzie jeszcze większa walka. Rywale nie mają nic kompletnie do stracenia. Na pewno dadzą z siebie wszystko i będą próbowali doprowadzić do wyrównania. My jednak chcemy tę serię już zamknąć.



Czy Kamil Łączyński zagra na EuroBaskecie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×