Mimo iż GTK Gliwice prowadziło z Legią Warszawa różnicą już ponad dziesięciu punktów w trzeciej kwarcie pierwszego meczu finałowego pierwszej ligi mężczyzn, to przegrało 80:90. - Mecz trwa 40 minut i nieistotne jest, czy ma się 11 czy 12 punktów straty na początku czy w trzeciej kwarcie, tylko ważne, jaki jest wynik końcowy. Legia wygrała dziesięcioma, daliśmy jej zdobyć bardzo dużo punktów w drugiej połowie - przyznał Paweł Turkiewicz.
W newralgicznym fragmencie ciężar gry wzięli na swoje barki najbardziej doświadczeni zawodnicy drużyny ze stolicy. - Rywale byli bardzo skuteczni w rzutach z dystansu. W ważnym momencie z czterech posiadań rzucili cztery "trójki". Andrzejewski 4/4, Pacocha 4/5, trudno się wtedy gra i to podcina trochę skrzydła. Ale i tak wróciliśmy do gry w końcówce, jednak było w niej trochę za dużo błędów - podkreślił trener gości.
Legia wykorzystała 12 z 23 prób z dystansu, zaś GTK miało w tym elemencie skuteczność 4/14. To okazało się bardzo ważne dla końcowego wyniku. Najwięcej zastrzeżeń szkoleniowiec przyjezdnych miał do postawy podopiecznych w defensywie. Straconych 90 punktów chluby bowiem nie przynosi.
- Na pewno nie jest to obrona, która da nam możliwość wygrania meczu w Warszawie. Trzeba parę rzeczy poprawić, zmobilizować się, oczyścić głowy i grać dalej - zapowiedział Turkiewicz przed sobotnim spotkaniem. Początek o godz. 18.
ZOBACZ WIDEO: Michał Kwiatkowski otwarcie o swoich relacjach z Rafałem Majką. "Wzajemnie się nakręcamy"