Takich spotkań w tym sezonie kibice na drugoligowych parkietach oglądali niewiele. Jak widać, im bliżej decydujących rozstrzygnięć, emocje idą w parze z prezentacją maksimum umiejętności oraz zaangażowaniem w grę, jak gdyby jej stawką były medale mistrzostw świata. Gdy w czwartej kwarcie, podobnie jak w poprzednich, goście z Bydgoszczy prowadzili już siedmioma punktami, tylko nieliczni wierzyli, że radomianom uda się zwyciężyć i zagwarantować sobie drugie miejsce, a tym samym przewagę własnego parkietu w kolejnych bataliach.
Wtedy do akcji wkroczyli Piotr Kardaś, który dwukrotnie trafił zza linii 6,25 m oraz grający trener Piotr Ignatowicz. Gdy chwilę później Dorian Szyttenholm powalił Michała Nikiela na ziemię, za co został ukarany przewinieniem technicznym, w ekipie z Bydgoszczy "coś” pękło. - Bo ta akcja zadecydowała o wyniku całego meczu - przekonuje trener Astorii Maciej Borkowski, który nie mógł pogodzić się z porażką. - Przecież sędziowie mylili się w obie strony, a mecz trwał 40 minut, a nie tylko przez kilkanaście sekund - ripostował szkoleniowiec radomian.
Nie sposób zaprzeczyć słowom trenera gospodarzy. W końcówce to Asta miała piłkę niemal przez 12 sekund. Artur Gliszczyński, któremu dotychczas siedział rzut z każdej strefy boiska tym razem się pomylił. Zdecydował się bowiem na rzut "za trzy”. Niemiłosiernie spudłował i to radomianie mogli cieszyć się z wygranej.
Emocje towarzyszące kończącemu rundę zasadniczą pojedynkowi gwarantują jedno - w play offach będzie się działo...
ROSASPORT RADOM - ASTORIA BYDGOSZCZ 87:85 (25:25, 19:26, 15:16, 28:18)
Rosasport: Nikiel 18, Ignatowicz 16 (2), Kardaś 15 (3), Wróbel 10 (2), Maj 0 oraz Baszak 13 (1), Podkowiński 7 (1), Sosnowik 6, Zalewski 2, Gutkowski 0.
Astoria: Gliszczyński 28 (5), D. Szyttenholm 21 (1), Laydych 12 (2), Lewandowski 7 (1), Gierszewski 3 (1) oraz Poliwka 12, Kamecki 2, O. Szyttenholm 0, Kubacki 0.