Wydawało się, że czwartkowy występ (1/10 z gry) Łukasza Wiśniewskiego był jednorazowym wypadkiem przy pracy. Wszyscy w toruńskim obozie liczyli, że kapitan przebudzi się i w sobotę znacząco się poprawi.
Takiej przemiany jednak nie było. Doświadczony rzucający znów mylił się na potęgę - mecz zakończył z zerowym dorobkiem punktowym (0/9 z gry), mimo że na parkiecie spędził 25 minut.
Po zakończeniu spotkania 32-letni kapitan odpowiedział na kilka pytań. Wziął winę na siebie.
- Jestem w słabszej formie. Mam problem ze skutecznością i decyzyjnością. Szukam na to recepty, ale na razie nie udało się nic zmienić. Próbuję coś zmienić, mentalnie się inaczej przygotować. Nie chcę, żeby to zabrzmiało buńczucznie, ale wiem, że jest ważnym zawodnikiem tego zespołu. Chciałbym bardzo pomóc kolegom w tych finałach. Na razie mi to nie wychodzi - przyznał Wiśniewski.
ZOBACZ WIDEO Kosowski nie ma wątpliwości. "Ten mecz przejdzie do historii"
- Staram się nie forsować rzutów. Nie chcę się jeszcze mocniej "zakopać" mentalnie. Nie da się jednak ukryć, że z każdym nietrafionym rzutem frustracja rośnie - dodał koszykarz.
W sobotę Twarde Pierniki przegrały 66:87, choć w pierwszej kwarcie miały nawet 10 punktów przewagi. Później jednak gra torunian kompletnie się posypała. - Zaczęliśmy z dobrą energią, biliśmy się na zbiórkach. Do połowy wyglądało to bardzo przyzwoicie. Później mistrz przejął inicjatywę, z kolei nasza gra się nieco posypała - ocenił Wiśniewski, który wierzy w odwrócenie serii.
- Gra się do czterech zwycięstw. Seria może się jeszcze odwrócić i po meczach w Toruniu może być 2:2. Mam taką nadzieję, że we wtorek zagramy lepiej. Przede wszystkim skuteczniej. To jest nasza największa bolączka - zakończył 32-letni zawodnik.