Serce Stalówki - relacja z meczu Atlas Stal Ostrów - Asseco Prokom Sopot

Koszykarze Atlasa Stali Ostrów nadal pozostają w grze. Podopieczni Andrzeja Kowalczyka po raz kolejny w tym sezonie pokazali wielki charakter i po dramatycznym spotkaniu pokonali Mistrzów Polski 97:96.

Po przegranej w środowym pojedynku wiele osób postawiło krzyżyk na ekipie Atlasa Stali. Jak się jednak okazało, zespół Andrzeja Kowalczyka po raz kolejny udowodnił, że gra niesłychanie ambitnie. Nie ma wątpliwości, że drużyna z Ostrowa już dawno nie charakteryzowała się takim zaangażowaniem. Po ostrowskich koszykarzach w ogóle nie było widać trudów środowego pojedynku.

Gospodarze od samego początku rzucili się na swoich rywali i systematycznie powiększali swoją przewagę, która w pewnym momencie sięgnęła nawet 20 punktów! Mistrzowie Polski dość długo znajdowali się na kolanach. Warto podkreślić, że przez większą część meczu Atlas prowadził różnicą blisko 20 punktów.

Goście rzucili się do odrabiania strat w ostatniej kwarcie. Prokom grał bardzo skutecznie i w mgnieniu oka zniwelował stratę do gospodarzy. W efekcie kibice w hali przy ulicy Kusocińskiego byli świadkami niesamowicie emocjonującej końcówki.

Kiedy sopocianie zbliżyli się do gospodarzy na dwa punkty, wydawało się, że Mistrzowie Polski będą w stanie przełamać ekipę z Ostrowa. Atlas złapał jednak kolejny oddech i zagrał z wielkim poświęceniem. Duża w tym zasługa Łukasza Majewskiego, który pokazał, że potrafi bardzo szybko wyciągać wnioski. Skrzydłowy Atlasa grał w środę bardzo dobrze, ale w decydujących momentach meczu nie był w stanie ustać akcji przeciwko Quyntelowi Woodsowi. W końcówce czwartkowego pojedynku w rywalizacji z amerykańskim strzelcem górą był jednak podopieczny Andrzeja Kowalczyka, który ograniczył do minimum poczynania swojego rywala. - Jeszcze przed samym wyjściem na to spotkanie przeczytałem na Sportowych Faktach, że Woods mnie kilka razy ośmieszył. Wziąłem sobie to do serca i postanowiłem skupić się bardziej na obronie. Ten facet przez trzy kwarty przeszedł obok meczu i zaczął grać swój basket dopiero w ostatnich dziesięciu minutach. Bardzo się cieszę, że udało mi się w końcu wybrać mu piłkę z kozła - cieszył się po meczu Majewski.

Dobra gra Majewskiego, którego skutecznie wspierali koledzy, pozwoliła Atlasowi wyjść na kilkupunktowe prowadzenie. Goście nie zamierzali się jednak poddawać i przed ostatnią akcją meczu Stal prowadziła zaledwie różnicą trzech punktów. Wówczas kompletnie niewytłumaczalnym zagraniem "popisał się" Filip Dylewicz, który po otrzymaniu piłki nie zdecydował się na rzut z dystansu, ale na penetrację. Zawodnik Prokomu wszedł pod kosz bardzo sprawnie i zdobył punkty, dzięki którym jego zespół … przegrał 97:96. Dylewicz swoim zagraniem zaskoczył nawet swoich kolegów. Najlepiej oddaje to reakcja Davida Logana, który po rzucie skrzydłowego Prokomu położył się na parkiecie i nie mógł dać wiary temu, co zobaczył. - Nie mam pojęcia, czym Filip się kierował. Być może pogubił się w liczeniu punktów? - zastanawiał się Łukasz Majewski. - Była to nie do końca przemyślana akcja, ale między innymi z tego powodu możemy cieszyć się ze zwycięstwa - dodał Łukasz Seweryn.

Czwartkowy pojedynek pokazał, że w rywalizacji Asseco Prokomu i Atlasa Stali jeszcze wszystko może się wydarzyć. Ostrowianie bez wątpienia poczuli swoją szansę i na pewno zrobią wszystko, żeby w piątym pojedynku sprawić wielką niespodziankę. Prokom zagra natomiast pod wielką presją. Czy sobie z nią poradzi i zatrzymana grającą z wielkim sercem Stalówkę?

Atlas Stal Ostrów – Asseco Prokom Sopot 97:96 (27:19, 30:23, 19:18, 21:36)

Atlas Stal: Jovanovic 18, Hughes 18, Jocovic 15, Seweryn 15, Szubarga 14, Majewski 9, Ratajczak 6, Ochońko 2.

Asseco Prokom: Burke 19, Ewing 17, Woods 17, Zamojski 16, Logan 14, Dylewicz 8, Łapeta 3, Burrell 2.

Źródło artykułu: