Mujo Tuljković w realiach polskiego basketu odnajduje się bardzo dobrze. Nie ma się jednak czemu dziwić, skoro po raz pierwszy z Polską zetknął się w roku 2002, a w późniejszych latach reprezentował kilku klubów naszej ekstraklasy.
W tym sezonie Bośniak przywdziewał, z bardzo dobrym skutkiem, trykot Polpharmy Starogard Gdański. W 31 meczach notował średnio 13,7 punktu oraz 5,3 zbiórki a jego zespół długo pozostawał największą rewelacją sezonu. Na drodze do pełni szczęścia stanął jednak Anwil Włocławek, pokonując ekipę z Kociewia 3-1 w ćwierćfinale. - Nie możemy być do końca zadowoleni, bo jednak przegraliśmy. Aczkolwiek uważam, że zdziałaliśmy w tym sezonie dużo więcej niż zakładaliśmy na początku. Ćwierćfinał z Anwilem udowodnił, że zasłużyliśmy na wysokie miejsce w tabeli. Walczyliśmy jak równy z równym i o wyniku zadecydowały detale - stwierdził skrzydłowy. Ostatecznie podopieczni trenera Mariusza Karola zakończą rozgrywki na piątym bądź szóstym miejscu.
Przegrana z Anwilem oznacza bardzo szybkie wakacje dla Bośniaka, który jednak doskonale wie, co chciałby zrobić w najbliższych dniach. - Teraz marzę tylko o powrocie do domu. Bardzo długo nie widziałem się z rodziną, więc myślę tylko o tym by przytulić się do mamy czy porozmawiać z bratem. Ćwierćfinałowemu przeciwnikowi Tuljković życzy zaś wszystkiego najlepsze w dalszej walce o finał. - Nie mam wątpliwości, że na półfinał Anwil wyjdzie z nową siłą i bez obciążeń psychicznych. Sytuację na pewno skomplikowały im kontuzje Paravinji i Modricia, ale na szczęście mają czas na odpoczynek i leczenie ran. W końcu Asseco w dalszym ciągu walczy z Atlasem - przewiduje koszykarz.
Jak duże jest prawdopodobieństwo, że w przyszłym sezonie kibice w Polsce ponownie ujrzą bośniackiego skrzydłowego na parkietach PLK? Biorąc pod uwagę przeszłość zawodnika oraz jego nastawienie - spore. - Gdyby pojawiły się oferty z Polski, to na pewno rozważę je jako pierwsze - przyznaje Tuljković.