NBA: Doc Rivers nie jest już prezydentem Los Angeles Clippers

PAP/EPA / MIKE NELSON
PAP/EPA / MIKE NELSON

Po czterech latach pracy w klubie z Los Angeles Doc Rivers przestaje pełnić funkcję prezydenta ds. operacji koszykarskich. Skupić ma się teraz na prowadzeniu drużyny głównie z poziomu ławki trenerskiej.

W tym artykule dowiesz się o:

Decyzja o ograniczeniu roli 55-letniego szkoleniowca wyszła bezpośrednio od właściciela Clippers - Steve'a Ballmera. Wciąż ma on brać aktywny udział w procesie budowy drużyny, jednak ostatnie słowo w kwestiach kadrowych czy organizacyjnych będzie teraz należeć do pełniącego funkcję wiceprezydenta ds. operacji koszykarskich Lawrence'a Franka. Dzięki temu sam Rivers będzie mógł w pełni skoncentrować się na obowiązkach trenerskich.

- Jestem właścicielem tego klubu od trzech lat i teraz już bardziej rozumiem, na czym polega moja odpowiedzialność. Okazuje się, że prowadzenie klubu a trenowanie drużyny to dwa zupełnie odrębne tematy. Aby stać się tak dobrzy, jak możemy być, aby stać się organizacją kalibru mistrzowskiego, potrzebujemy dwóch silnych osób do jej zbudowania. Trzeba stworzyć zdrową relację pomiędzy dwiema silnymi, niezależnymi jednostkami - tłumaczył swoją decyzję Ballmer.

Rolę zarówno prezydenta, jak i głównego szkoleniowca Doc Rivers łączył od czerwca 2014 roku, kiedy to podpisał z Clippers 5-letni kontrakt wart w sumie 55 milionów dolarów. Wcześniej, przez rok od przeprowadzki z Bostonu, w zarządzie funkcjonował jako wiceprezydent. Według informacji Sama Amicka, dziennikarza "USA Today", ustąpienie ze stanowiska w żaden sposób nie wpłynie na finansowe ustalenia sprzed trzech lat.

Decyzja właściciela klubu z Kalifornii mogła nieco zaskoczyć, jednak z drugiej strony jest jak najbardziej zrozumiała. Za kadencji Riversa Clippers ani razu nie zdołali przekroczyć granicy półfinałów konferencji, a w dwóch ostatnich sezonach rywalizację kończyli już po pierwszej rundzie play-off. Sprawy nie ułatwiały oczywiście wszelakie kontuzje podstawowych graczy, jednak co do decyzji przez niego podejmowanych - czy to w związku z dokonywanymi transferami, czy też wyborami w drafcie - także można mieć sporo zastrzeżeń.

Teraz, po odejściu Chrisa Paula oraz J.J. Redicka i włączeniu do składu aż dziewięciu nowych zawodników, skoncentrowany na jednym, konkretnym zadaniu Doc-trener powinien przydać się zespołowi znacznie bardziej niż Doc-działacz. W obliczu ostatnich zmian, rozgrywki 2017/18 będą bowiem dla Clippers nie lada wyzwaniem.

ZOBACZ WIDEO: Najtrudniejszy moment w karierze Korzeniowskiego. "To nie powinno się było wydarzyć"

Źródło artykułu: