NBA: Iguodala załatwił Magików, epizod Gortata

Dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe. Ta wyświechtana maksyma piłkarska idealnie pasuje to niedzielnej batalii w Amway Arena, gdzie Orlando Magic przespali końcówkę meczu i niespodziewanie przegrali z Philadelphią 76ers. Gospodarze prowadzili różnicą nawet 18 punktów, lecz doskonały finisz Szóstek pozwolił im odnieść niezwykle cenne zwycięstwo.

W tym artykule dowiesz się o:

Mówiło się, że Philadelphia 76ers to najgorsza drużyna na Wschodzie i w starciu z Orlando Magic nie wygra ani jednego spotkania. Tymczasem skazywane na pożarcie Szóstki już w pierwszym meczu sprawiły nie lada niespodziankę, pokonując faworyzowanych Magików na ich własnym parkiecie. Po trzech kwartach nic nie wskazywało na taki obrót sprawy, bowiem gospodarze prowadzili nawet 18 punktami. Tymczasem ostatnia odsłona zdecydowanie należała do przyjezdnych. Mózg drużyny Andre Miller idealnie kierował poczynaniami swoich kolegów, dzięki czemu duża przewaga zaczęła szybko topnieć. Raz za razem trafiał Louis Williams, a w końcówce stalowe nerwy pokazał Andre Iguodala. Lider Szóstek najpierw przestrzelił dwa kluczowe rzuty wolne, lecz w ostatniej akcji meczu wymanewrował Hedo Trukoglu i z zimną krwią trafił do kosza Orlando. - On naprawdę na to zasłużył, nieprawdaż? On jest naszą tajną bronią - cieszył się Tony Di Leo, szkoleniowiec Szóstek.

Swój debiut w tegorocznych play off zaliczył Marcin Gortat. Nasz rodak spędził na parkiecie 10 minut, choć nie oddał żadnego rzutu. Do swojego dorobku dopisał jednak 2 zbiórki i blok. Popełnił ponadto faul i stratę. Podstawowy center Magic Dwight Howard był nie do zatrzymania w strefie podkoszowej, notując 31 punktów (11/13 z gry) i 16 zbiórek. - To był mecz, który powinniśmy byli wygrać. Nie ma jednak paniki, w następnych meczach musimy być po prostu bardziej skoncentrowani - przyznał "Superman".

W pierwszej połowie inauguracyjnego meczu w Staples Center, Los Angeles Lakers pokazali jak silną są drużyną. 62 punkty w ich wykonaniu przy 66 proc. skuteczności musi przecież robić wrażenie. Zespół prowadzony przez Phila Jacksona posiadał bardzo wiele opcji w ataku, poczynając od świetnego frontcourtu z Bynumem, Gasolem i Odomem, a kończąc na skutecznych z dystansu Bryancie i Arizie. Jeziorowcy mieli ułatwione zadanie, bowiem w szeregach Jazzmanów zabrakło czołowego strzelca, Mehmeta Okura, a Deron Williams zbyt często pudłował. Rozgrywający z Salt Lake City zanotował jednak aż 17 asyst, co jest jego własnym rekordem życiowym w play off. Na uwagę zasługuje występ Carlosa Boozera, który zapisał na swoim koncie 27 punktów i 9 zbiórek. Po przerwie, to głównie dzięki niemu Utah dwukrotnie zbliżała się na odległość 9 punktów. - Oni cały czas pukali do drzwi, ale my nigdy ich nie otworzyliśmy - patetycznie stwierdził Kobe Bryant, który awansował na 3. miejsce w historii klubu pod względem ilości zdobytych punktów w play off.

Kibice Miami Heat nawet w najczarniejszych snach nie mogli przewidzieć takiego scenariusza. Koszykarze z Florydy rozegrali fatalne spotkanie na inaugurację play off, przegrywając w Phillips Arena z Atlantą Hawks różnicą aż 26 punktów. To najgorszy wynik w historii play off w wykonaniu Żaru. Goście z Dwyane Wadem w składzie byli tylko tłem dla bardzo dobrze grających Jastrzębi, a najlepszy strzelec sezonu zasadniczego zdobył tylko 18 punktów, przy mizernej skuteczności 8/21. "Flash" popełnił aż 8 strat i co najgorsze, nie otrzymał dostatecznej pomocy od żadnego ze swoich kolegów. Nic więc dziwnego, że miejscowi szybko powiększali swoją przewagę, skupiając swoją grę przede wszystkim na szybkich kontratakach. W tym elemencie brylował Josh Smith, zdobywca 23 punktów i 10 zbiórek. Ponadto Atlanta dominowała w strefie podkoszowej, gdzie Horford i Pachulia nie mieli sobie równych. - Byliśmy zbyt wolni w defensywie. Siedziało nam to w głowach, a tam gdzie pojawiała się bezpańska piłka albo zbiórka, to oni wykazywali więcej zaangażowania od nas. Ponadto przewaga fizyczna była po ich stronie - podsumował Erik Spoelstra, trener Miami.

Rzuty za trzy punkty to ostatnio specjalność zakładu w Denver Nuggets. Całkiem niedawno J.R. Smith omal nie wyrównał fantastycznego rekordu w ilości trafionych "trójek", aplikując Sacramento Kings 11 takich rzutów. Tym razem super rezerwowy z Kolorado przestrzelił wszystkie 7 prób, choć zakończył zawody z 19 punktami. Prawdziwym bohaterem gospodarzy był jednak Chauncey Billups, autor 36 "oczek", w tym 8 rzutów zza linii 7,24m. "Mr. Big Shot" dał prawdziwy popis w trzeciej kwarcie, kiedy to czterokrotnie trafiał z obwodu, a przewaga Denver urosła do kolosalnych rozmiarów. Wszystko za sprawą serii 21:0 łączącej ostatnie dwie kwarty. - Szedłem za ciosem. To jeden z tych specjalnych wieczorów, kiedy wszystko wychodzi - powiedział Billups. Podopieczni George’a Karla, którzy po raz pierwszy od 21 lat rozpoczęli play off z przewagą własnego parkietu, ustanowili drugi najlepszy wynik w historii klubu. Tyko raz, 24 lata temu Nuggets odnieśli bardziej przekonywujące zwycięstwo w najważniejszej części sezonu.

Los Angeles Lakers - Utah Jazz 113:100

(K. Bryant 24, T. Ariza 21, P. Gasol 20 - C. Boozer 27, D. Williams 16 (17 as), P. Millsap 16)

Stan rywalizacji: 1:0 dla Los Angeles Lakers

Orlando Magic - Philadelphia 76ers 98:100

(D. Howard 31 (16 zb), C. Lee 18, R. Alston 15 - A. Iguodala 20, L. Williams 18, A. Miller 15)

Stan rywalizacji: 1:0 dla Philadelphii 76ers

Atlanta Hawks - Miami Heat 90:64

(J. Smith 23 (10 zb), J. Johnson 15, A. Horford 14 - D. Wade 19, M. Beasley 10 (10 zb), J. Jones 9)

Stan rywalizacji: 1:0 dla Atlanty Hawks

Denver Nuggets - New Orleans Hornets 113:84

(C. Billups 36, J.R. Smith 19, C. Anthony 13 - C. Paul 21 (11 as), P. Stojakovic 13, D. West 12)

Stan rywalizacji: 1:0 dla Denver Nuggets

Komentarze (0)