- Każdy z kim ostatnio rozmawiałem przyznał, że to zdecydowanie najciekawsza seria obecnych rozgrywek - powiedział Ben Gordon. Trudno nie zgodzić się z tą opinią, zwłaszcza po niedzielnym fantastycznym meczu w United Center. Takich emocji w pierwszej rundzie play off nie było już naprawdę dawno. Gordon zaaplikował rywalom 22 punkty, w tym nieprawdopodobny rzut w końcówce pierwszej dogrywki. To właśnie dzięki niemu Byki doprowadziły do drugich dodatkowych pięciu minut, gdzie postawiły kropkę nad "i".
W nich kluczowe znaczenie miały zabójcze kontrataki, które tego dnia były specjalnością gospodarzy. Najpierw szybką akcję zakończył John Salmons, a chwilę potem jego wyczyn skopiował Joakim Noah. Warto podkreślić, że każdy z zawodników Chicago, który pojawił się na parkiecie (nie licząc Lindsey’a Huntera, który grał 15 sekund), zdobył co najmniej 12 punktów! Celtowie, jak przystało na mistrzów, nie dawali za wygraną i walczyli do ostatnich sekund. Po celnej "trójce" Paula Pierce’a zrobiło się nawet 118:119, lecz kapitan zielonych nie potrafił skutecznie oddać rzutu w najważniejszej akcji.
Emocji nie brakowało także w regulaminowym czasie gry. W tym okresie pierwsze skrzypce w obydwu zespołach odgrywali młodzi rozgrywający, Rajon Rondo i Derrick Rose. Ten pierwszy już w po dwóch kwartach miał na swoim koncie 10 punktów, 6 asyst i 6 zbiórek. Ostatecznie zakończył zawody z niesamowitymi statystykami na poziomie 25 punktów, 11 zbiórek, 11 asyst i zaledwie 1 straty! Jego vis a vis rozegrał równie kapitalne zawody, a na dodatek miał do dyspozycji świetnie dysponowanych kolegów. Każdy z nich wniósł do drużyny swoją cegiełkę, która pozwoliła ostatecznie odnieść niezwykle cenne zwycięstwo. Byki mogły i powinny triumfować już po 48 minutach, lecz zostawiły na wolnej pozycji Ray’a Allena, który takich okazji nie marnuje. Po rzucie super strzelca Bostonu rozpoczęły się wspominane dwie dogrywki.
- Było w nas dużo walki. Jestem zadowolony z postawy młodych zawodników - dodał Gordon. - Drużyna pokazała dużo serca i wielki charakter - wtórował mu Salmons. W meczu nie brakowało także ostrych spięć. Po jednym z nich omal nie doszło do bójki pomiędzy Bradem Millerem a Glenem Davisem. Środkowy Byków odepchnął 131 kg gracza Celtów, lecz ten na szczęście nie miał ochoty na rewanż. Już we wtorek kolejne emocje, tym razem pojedynek odbędzie się na parkiecie obrońców tytułu.
Nieco w cieniu tych wydarzeń odbyły się trzy inne spotkania. W najważniejszym, Cleveland Cavaliers po raz czwarty ograli Detroit Pistons i jako pierwszy zespół zapewnili sobie awans do kolejnej fazy play off. - Mo był fantastyczny, Delonte był fantastyczny. No i oczywiście, LeBron był LeBronem. Ponownie, omal nie zaliczył triple-double - powiedział Mike Brown, szkoleniowiec Kawalerzystów. Goście od samego początku postawili na ofensywę i szybko objęli kilku punktowe prowadzenie. Jak zwykle nie do zatrzymania był LeBron James, który zdobył 36 punktów, 13 zbiórek i 8 asyst. W czterech meczach przeciwko Tłokom lider Cavs notował średnio 32 punkty, 11,3 zbiórki i 7,5 asysty. Tylko dwóch innych graczy w historii NBA mogło pochwalić się podobnymi statystykami podczas jednej serii play off (Larry Bird i Oscar Robertson).
W szeregach Detroit fatalnie spisali się liderzy. Richard Hamilton zdobył 6 punktów (2/12), Tayshaun Prince 2 punkty (1/5), a Rasheed Wallace ani jednego (0/7)! Dla "Sheeda" był to najprawdopodobniej ostatni mecz w trykocie Pistons. Zespół prowadzony przez Michaela Curry’ego czeka wielka przebudowa i nie wykluczone, że w lecie dojdzie do znaczących roszad. - To było żenujące - krótko podsumował Antonio McDyess, jeden z niewielu jasnych punktów wśród pokonanych.
Orlando Magic po czterech meczach remisują z Philadelphią 76ers. W serii, która również dostarcza kibicom wielu emocji, tym razem bohaterem okazał się Hedo Turkoglu. Turecki strzelec z Florydy oddał zwycięski rzut na 1,1 sekundy przed końcem, dzięki czemu Orlando powróci do swojej hali z czystym kontem. - Trener zaufał mi. Zagranie zostało przygotowane dla mnie i cieszę się, że udało się to wykorzystać - relacjonował Turkoglu. Solidne double-double dołożył Dwight Howard, zdobywca 18 punktów i 18 zbiórek. Niestety po raz kolejny tylko 4 minuty zagrał Marcin Gortat. W tym czasie nasz rodak do swojego dorobku dopisał tylko jeden blok.
Duży krok w kierunku półfinałów zrobili także koszykarze Houston Rockets. Rakiety prowadzą już 3:1 z Portland Trail Blazers i wszystko wskazuje na to, że po sześciu kolejnych porażkach w pierwszych rundach, w końcu awansują do dalszej fazy play off. Kluczem do wygranej okazała się bardzo dobra postawa podkoszowych. Yao Ming zapisał na swoim koncie 21 punktów i 12 zbiórek, z kolei Luis Scola dorzucił 17 "oczek" i 8 zbiórek. Gospodarzom nie przeszkodził nawet fakt, że słabszy dzień miał najlepszy strzelec zespołu Aaron Brooks (5 punktów). Wśród pokonanych brylował Brandon Roy, autor 31 punktów. - Przed nami wciąż jeden mecz do wygrania i musimy się mocno postarać. Wcześniej były już sytuacje, że prowadziliśmy w serii 2:0, więc nie należy jeszcze mówić, że awansowaliśmy. Dopóki nie wygramy czwartego meczu, dla mnie wciąż jest 0:0 - mówił Yao.
Chicago Bulls - Boston Celtics 121:118 po 2 dogrywkach
(D. Rose 23 (11 zb, 9 as), B. Gordon 22, J. Salmons 20 - P. Pierce 29, R. Allen 28, R. Rondo 25 (11 zb, 11 as))
Stan rywalizacji: 2:2
Detroit Pistons - Cleveland Cavaliers 78:99
(A. McDyess 26 (10 zb), W. Bynum 22, R. Stuckey 14 - L. James 36 (13 zb), M. Williams 24, D. West 12)
Stan rywalizacji: 4:0 dla Cleveland Cavaliers
Philadelphia 76ers - Orlando Magic 81:84
(A. Miller 17, T. Young 15, A. Iguodala 13 (11 as) - D. Howard 18 (18 zb), R. Lewis 17, H. Turkoglu 17)
Stan rywalizacji: 2:2
Houston Rockets - Portland Trail Blazers 89:88
(Y. Ming 21 (12 zb), L. Scola 17, S. Battier 14 - B. Roy 31, L. Aldridge 19 (10 zb), T. Outlaw 14)
Stan rywalizacji: 3:1 dla Houston Rockets