NBA: Jeziorowcy w półfinale konferencji

4:1 - taki wynikiem skończyła się ćwierćfinałowa seria pomiędzy drużynami Los Angeles Lakers i Utah Jazz na korzyść tych pierwszych. Minionej nocy bohaterami byli jednak koszykarze Denver Nuggets. Ekipa ze stanu Colorado wygrała w Nowym Orleanie z tamtejszymi Hornets aż 121:63! W ostatnim dzisiejszym meczu Atlanta Hawks wygrali w Miami i odzyskali atut własnego parkietu.

W tym artykule dowiesz się o:

Kobe Bryant i Lamar Odom poprowadzili minionej nocy Los Angeles Lakers do wygranej nad Utah Jazz. Oznacza to, że "Jeziorowcy" są drugą drużyną po Cleveland Cavaliers, która znalazła się w półfinałach swojej konferencji. Lakersi odprawili Jazz 4:1 w serii.

Bryant wywalczył 31 punktów. Odom dodał do dorobki Lakers 26 oczek i 15 zbiórek. To pozwoliło podopiecznym Pila Jacksona na wygraną 107:96. Pomimo zwycięstwa w serii 4:1, trener zwycięzców nie uważa, że było łatwo.

- Uważam, że mieliśmy zdecydowanie trudniejszego rywala w pierwszej rundzie, w porównaniu z ubiegłym sezonem. Nie chcę tutaj niczego umniejszyć drużynie Denver, z którą potykaliśmy się wtedy, ale wtedy chcieliśmy skończyć serię sweepem i się udało. Teraz rywal wyszarpał nam jedną wygraną - powiedział Phil Jackson.

"Jeziorowcy" prowadzili przez cały mecz dość pewnie różnicą kilkunastu punktów. Wszystko zmieniło się w końcówce meczu, kiedy to po celnym rzucie zza łuku Kyla Korvera zrobiło się tylko 95:89 dla gospodarzy. Po chwili jednak wszystko wróciło do normy, a decydującym ciosem była akcja 2+1 Odoma.

Teraz koszykarze Los Angeles Lakers czekać będą na rozstrzygnięcie w serii pomiędzy Portland Trail Blaizers i Houston Rockets. Po dotychczasowych meczach "Rakiety" prowadzą 3:1.

Do prawdziwej demolki doszło w Nowym Orleanie, gdzie Hornets ulegli Denver Nuggets aż 121:63!

- Nigdy nie wyobrażałem sobie nawet takiego stanu rzeczy, żeby mógł ktoś wygrać w fazie play off różnicą aż 58 punktów - powiedział po meczu Carmelo Anthony. Poprzednia najwyższa wygrana ekipy z Denver w fazie play off sięga roku 1985, kiedy to pokonała 141:111 San Antonio Spurs.

Ekipa ze stanu Colorado zaczęła znakomicie to spotkanie wygrywając pierwszą kwartę różnicą aż 21 punktów. Gospodarze mieli niesamowite problemy w ofensywie, gdzie nie potrafili znaleźć dogodnych pozycji do rzutów, a jak już do nich dochodzili, to seryjnie pudłowali. Całkowicie odcięty od gry został Chris Paul. Lider "Szerszeni" spędził na parkiecie 36 minut i w tym czasie zdołał zdobyć tylko 4 punkty i zanotował 6 asyst.

- Każdy trener zawsze powtarza, że mecze w fazie play off są niezwykle ważne, każdy mecz i każda akcja ma swoją wagę. Wydaje mi się, że drużyna przeze mnie prowadzona, nigdy w całej moje karierze, nie zagrała tak dobrze, jak dzisiaj moi podopieczni. Robili wszystko dokładnie tak, jak to zrobić powinni, zawsze robiąc dokładnie to, co powinni - komplementował po spotkaniu swoich podopiecznych trener Denver Nuggets George Karl.

Zawodnicy z Denver byli bliscy pobicia rekordu NBA. Dotychczasową najwyższą wygraną w fazie play off odnieśli koszykarze Minneapolis Lakers, którzy w 1956 roku pokonali St. Louis Hawks 133:75.

- Za każdym razem, kiedy chcieliśmy coś zmienić w naszej grze, oni to kasowali. Nie graliśmy dzisiaj dobrze, a rywal egzekwował swój plan taktyczny perfekcyjnie. Trzeba jednak zrozumieć, że to, że przegraliśmy dzisiaj... a raczej zostaliśmy rozbici, niczego nie oznacza. To tylko jeden mecz z serii - mówił po meczu Paul, który rozegrał swój najgorszy mecz w historii występów w play off.

Paula bronić próbował trener Nuggets. - Jestem prawie pewny, że Paul nie był w 100 procentach sobą w tym meczu. Nasza seria jest bardzo fizyczną grą, a w poprzednim meczu dał z siebie wszystko, a dodatkowo kilka razy leżał na parkiecie. Dzisiaj to było widać, bo nie był tak szybki, tak świeży i tak aktywny - powiedział Karl.

Nuggets prowadzą zatem w serii 3:1 i teraz będą mieli spotkanie we własnej Pepsi Center na wagę awansu do półfinałów Konferencji Zachodniej.

Koszykarze Atlanty Hawks pokonali w Miami tamtejszych Heat i tym samym odzyskali przewagę własnego parkietu. Kluczem do wygranej "Jastrzębi" była zespołowa gra. Sześciu z dziewięciu zawodników, którzy pojawili się na parkiecie, zdobyli 11 i więcej punktów. W ekipie "Żaru" tylko trzech zawodników zdobyło więcej niż 4 punkty, a rezerwowi na swoim koncie zapisali zaledwie 2.

Gospodarze tej potyczki zaczęli fatalnie spotkanie, trafiając ledwie 5 z 23 rzutów w pierwszych 20 minutach meczu. W tym momencie przewaga Hawks wynosiła już 21 punktów. Heat wrócili do gry w trzeciej kwarcie, jednak końcówka znów należała do przyjezdnych, którzy zdołali odrobić porażkę we własnej hali i doprowadzili do remisu w serii 2:2.

Problemy ze skutecznością mieli wszyscy zawodnicy gospodarzy. Dwyane Wade zdobył 22 oczka trafiając zaledwie 9 rzutów z 26 oddanych. - On cały czas próbuje zdobywać punkty, a my w każdej akcji staramy się go powstrzymywać. Pracujemy nad tym, żeby w każdej akcji, żeby miał jak najtrudniej - mówił po meczu Flip Murray, który do dorobku Hawks dodał 11 punktów i 5 zbiórek.

Wyniki:

Miami Heat - Atlanta Hawks 71:81

(D.Wade 22, J.O’Neal 20, J.Jones 19 - M.Bibby 15, J.Johnson 14, J.Smith 13)

Stan rywalizacji: 2:2

New Olreans Hornets - Denver Nuggets 63:121

(D.West 14, J.Posey 12, P.Stojakovic 10 - C.Anthony 26, C.Billups 17, L.Kleiza 14)

Stan rywalizacji: 3:1 dla Denver Nuggets

Los Angeles Lakers - Utah Jazz 107:96

(K.Bryant 31, L.Odom 26 (15 zb), P.Gasol 17 (11 zb) - P.Millsap 16, D.Williams 14, A.Kirilenko 14)

Stan rywalizacji: 4:1 dla Los Angeles Lakers

Źródło artykułu: