Anwil Włocławek zrobił swoje i pewnie ograł beniaminka. Spotkanie rozpoczęło się jednak sensacyjnie. Prym wiodła Legia Warszawa, która w pierwszej kwarcie zdobyła 30 punktów. Obrona zespołu z Włocławka praktycznie nie istniała.
- Legia nas mocno postraszyła w pierwszej połowie - przyznaje trener Igor Milicić. - Postawili naprawdę twarde warunki, trafiali trudne rzuty i utrzymywali równowagę. My z kolei nie kontrolowaliśmy tak jak chcieliśmy dwóch obwodowych zawodników Legii. Udało się nam to w drugiej połowie, co od razu przełożyło się na wynik - dodaje.
Po przerwie wszystko wróciło do normy. Anwil kontrolował mecz, a świetnie prezentował się choćby Ivan Almeida, który zdobył w Warszawie 20 punktów. Dużą siłą Rottweilerów były szczególnie zbiórki (37 do 22). - Zespół zareagował dobrze po przerwie i udało się nam odnieść cenne zwycięstwo. Życzymy wszystkiego dobrego Legii w kolejnych meczach. Widać bardzo dużą poprawę w ich postawie, myślę że jeszcze nie raz wygrają z zespołami PLK - przyznaje Milicić.
W czwartek na Bemowie nie zagrał Kamil Łączyński, który na ostatnim treningu podkręcił nogę. Dla niego miał być to szczególny mecz, gdyż rozgrywający jest kibicem Legii. Na grę w stolicy musi poczekać do lutego i turnieju Pucharu Polski.
- Na pewno brak Kamila Łączyńskiego było widać w organizacji naszej gry w pierwszej połowie - tłumaczy szkoleniowiec Anwilu. - Przetrzymaliśmy go na ławce. Chcieliśmy zobaczyć czy będzie nam niezbędny, ale okazało się, że bez niego damy radę i mogliśmy dać mu odpocząć - analizuje.
Drużyna z Włocławka jest obecnie liderem EBL, mając bilans 15 zwycięstw i trzech porażek. Anwil gra bardzo dobrze, jednak trener nie wyklucza transferów. - Cały czas szukamy i rozglądamy się za zawodnikiem, który mógłby nas wzmocnić - kończy Milicić.
ZOBACZ WIDEO PGNiG Superliga: Tomasz Wiśniewski to za mało. Azoty rozstrzelały Stal